Jednorożec jest w popkulturze symbolem dziewczęcych marzeń, a imię Bobby – symbolem chłopaka z sąsiedztwa. Utopia – wiadomo. „Utopia” w cudzysłowie to tytuł płyty nagranej w dużym stopniu samodzielnie i w domu przez mieszkającego w Warszawie Dariusza Dąbrowskiego.
Sam nie tylko napisał i zaśpiewał piosenki, ale też zagrał je na gitarze, basie, perkusji, klawiszach. Zanim jednak zabrał się do nagrań, było kilkadziesiąt koncertów, w tym w zeszłym roku na Open’erze. Teraz wystąpi m.in. na Offie.
No właśnie. Kto przeszedł szkołę polskich festiwali w ich złotych latach, na płycie Bobby The Unicorn się nie pogubi. Połączenie szorstkiego głosu Dąbrowskiego z oprawą muzyczną, np. w „Ona ma broń”, wskazuje na dużą sympatię do dokonań Interpol czy Franz Ferdinand. To siedzi w melodyce i nastroju piosenek. Artysta często przetwarza swój głos, jakby się wstydził albo jakby mu skali nie stawało. Mówi o sympatii do brzmień sprzed pół wieku, ale grać lubi zimno, po stronie ciepłej zostawiając tylko brzmienia gitar. Mimo tych anglosaskich konotacji pisze teksty zarówno po angielsku, jak i po polsku, choć te ostatnie z jego głosem i muzyką brzmią „zagranicznie”. Bardzo też udały się Bobby’emu The Unicorn odległe od postpunkowego ducha ballady takie jak amerykańskie „Modern Times” albo nawiedzone, buczące „Blood”. Podobają mi się, bo artysta ładnie wyłamuje się w nich z podstawowego brzmienia i stylu, które sobie obmyślił.
Tekst ukazał się 27/6/14 w Wyborcza.pl/kultura – tamże więcej recenzji