Elektroniczny pop z momentami nadekspresyjną wokalistką Kingą Miśkiewicz. To żona Michała Hoffmanna, lidera Afro Kolektywu – należy zaznaczyć, że jej śpiewanie przychodzi ze znacznie większą łatwością. Teksty również są napisane lżejszą ręką, co pasuje do ekspresji Furii Futrzaków.
Duet debiutował albumem „Furia Futrzaków” trzy lata temu. Partnerem Miśkiewicz jest tu producent Andrzej Pieszak, spod którego ręki wychodzą mocne, rozwibrowane przeboje – takie, które rozbrzmiewają w klubach w środku nocy, gdy impreza nabierze już rumieńców. Melodyjne, bogato zaaranżowane piosenki są osadzone na grubym rytmie. Autorom płyty zgrabnie wychodzi synth pop, ale nie boją się sięgnąć po mocniejsze rytmy.
Podobnie jest ze stroną wokalną – imprezowy nadmiar. Miśkiewicz śpiewa w sposób przesadzony, ale wciąż popisowy, do tego nakłada na siebie po kilka ścieżek głosu w utworze. W dodatku w tekstach z jednej strony leci prostymi skojarzeniami i prostym językiem, z drugiej – przesadza z poezją („drżącymi palcami układają origami/ błądzą o, oo, odnadując się”), która również nie jest wymyślna. Wokalistka konsekwentnie wpasowuje się więc w lekko przegiętą estetykę obfitości (muzyka). Sympatyczne to i mogące powalczyć w radiu z nudnym polskim popem. Jeśli ktoś oczywiście zechce wypuścić Futrzaki do takiej walki.
Tekst ukazał się w „Gazecie Wyborczej” 9/8/13