Jedna z najciekawszych grup sceny muzyki etnicznej, eksperci od grania na żywo, daje dowód studyjnej dojrzałości. Malisze to trzyosobowa rodzinna kapela w starym stylu: ojciec Jan, uczeń swego ojca, przedwojennego skrzypka, i spadkobierca jego instrumentów, 12-letnia córka Zuzanna grająca na basach i bębnie oraz 16-letni syn Kacper, niebywale utalentowany skrzypek.
Zakorzenieni w Beskidzie Niskim, wykształceni, biegli w tradycyjnych melodiach Karpat, ale też tworzący własne melodie. Najpierw pisał je Jan, później także Kacper. Pięć lat po debiutanckim albumie „Lot nad Karpatami” Malisze (wtedy trochę inny, większy zespół) schodzą na niziny i piszą pełne werwy, transowe mazurki, które przeplatają z tańcami ze swojej okolicy.
Oryginalności ich muzyce dodaje wykorzystanie instrumentów własnej konstrukcji. Nieustanne skrzypcowe popisy urozmaicają dźwięki moraharpy (Kacper) czy gitary (Jan). W śpiewanej przez Zuzannę „Balladzie o sierotce” słychać lirę korbową – zresztą słów jest na płycie tak mało, że każde słowo Maliszówny przynosi ciarki. To piękny głos, ale o świeżości i młodzieńczości „Mazurków niepojętych” decyduje przemieszanie utworów tradycyjnych z własnymi. Takie brawurowe podejście to istota muzyki, muzykant musi pisać nowe melodie. Kapelę zawiodło to, jak mówią, „z górki na mazurki”.
Tekst ukazał się 17/7/15 w „Gazecie Wyborczej” – w portalu więcej recenzji