Menu Zamknij

Natalia Fiedorczuk – wywiad

Przy oka­zji tek­stu gaze­to­we­go o nowej pol­skiej kobie­cej muzy­ce zada­łem parę pytań Natalii Fiedorczuk, żeby mieć z cze­go wybrać. Było parę godzin przed pre­mie­rą pły­ty Nathalie And The Loners „On Being Sane (In Insane Places)”. Odpowiedzi były na tyle cie­ka­we, że szko­da było­by je wyrzu­cać. Podzielę się nimi tutaj.

Czemu zajmujesz się muzyką? Pisałaś, że to męska robota, długie podróże.

Natalia Fiedorczuk: Muzyka, bo tak. Wciąż nie godzę się na męski klub w muzy­ce i do koń­ca życia chcia­ła­bym się dowie­dzieć, dla­cze­go tak to dzia­ła. Dziewczyny mają inną kuma­cję muzy­ki, tak­że w kwe­stiach pro­duk­cyj­nych, i wciąż jest to mało wyeks­plo­ato­wa­ne pole.

Co do cało­kształ­tu: lubię jeź­dzić, nie lubię imprez, lubię przygody.

Czy mogłabyś robić coś innego?

Mogłabym upra­wiać zawód zwią­za­ny z prze­miesz­cza­niem się: tak­sów­karz, przed­sta­wi­ciel han­dlo­wy, wła­ści­ciel obwoź­ne­go skle­pu; jed­nak brak mi han­dlo­wej żyły. Lubię wyko­ny­wać pra­ce, pod­czas któ­rych mogę tro­chę „wyjść z cia­ła”, chy­ba cho­dzi o sze­ro­ko poję­ty „flow”. Mam tak, jak gram na sce­nie, mam, jak odna­wiam jakiś mebel, mia­łam, jak malo­wa­łam albo pro­jek­to­wa­łam coś faj­ne­go, albo cho­dzi­łam po górach.

Twoja „Daria” przy­po­mi­na „Julię” Beatlesów, a motyw wło­sów uło­żo­nych przez wiatr – pięk­ną „Harfę traw” Ścianki.

Daria” rze­czy­wi­ście nawią­zu­je do „Julii” Lennona. Jest to jed­na z moich ulu­bio­nych pio­se­nek Beatlesów; mia­łam kli­mat na kla­sycz­ny bitel­sow­ski przelot.

Skąd bierze się dobra piosenka?

Często obser­wu­ję ten pro­ces „z boku” u Maćka, u mnie chy­ba jest podob­nie – wycho­dzę spod prysz­ni­ca albo jadę autem czy tram­wa­jem i wpa­da mi do ucha melo­dia, któ­ra, jeśli jest dobra i chwy­ta, to cze­ka godzi­nę, dwie, i sta­ram się dobrać resz­tę. Clou sta­no­wi dia­log har­mo­nii pomię­dzy melo­dią woka­lu a har­mo­nią instru­men­tu. Aranżowanie, tzn. decy­zja, jaki instru­ment gdzie zagra, już na eta­pie demów­ki czy pły­ty albo pró­by na żywo – to jak deko­ro­wa­nie tor­tu: popis umie­jęt­no­ści, bar­dziej eru­dy­cyj­na zaba­wa, cho­ciaż też opar­ta w dużej mie­rze na intuicji.

Podobne wpisy

Leave a Reply