Granie w jednym, wyznaczonym stylu jest dobre raczej dla muzyków zrównoważonych, ustatkowanych, mających rodzinę, którą muszą utrzymać – wokalistka Olga Mysłowska opowiedziała mi o łączeniu stylów muzycznych, wolnych zawodów oraz języków martwych i żywych. A było to ponad rok temu.
Rozmowa ukazała się w „Lampie”, nr 5/2011. Zdjęcie dostałem od artystki, przyszło z podpisem „Blofeld na plaży”.
Olga Mysłowska – rocznik 1984, sopranistka śpiewająca barok; z Danielem Pigońskim tworzy elektroniczny duet Polpo Motel; autorka muzyki teatralnej; tłumaczka. Napisała muzykę do „Dzienników” Witolda Gombrowicza w reżyserii Mikołaja Grabowskiego (premiera w grudniu 2010 w warszawskim Teatrze IMKA) i występuje w tym przedstawieniu. Występuje i śpiewa także w „Opisie obyczajów III” tego samego reżysera. Polpo Motel ma na koncie debiut płytowy w 2008 (wyd. Lado ABC) i szykuje się do wydania drugiego albumu. Najczęściej koncertuje, zwłaszcza w święta, w klubokawiarni Chłodna 25 w Warszawie – właśnie po takim występie w Boże Narodzenie 2010 rozmawialiśmy.
Twoje specjalności to śpiew barokowy i elektronika. Łatwo wciąż przechodzić od jednego do drugiego?
Pod względem technicznym śpiewanie zwykłym, nieoperowym głosem jest bardzo proste, ale tak naprawdę koncert w piwnicy na Chłodnej niczym się nie różni od koncertu w filharmonii, trzeba sprostać tym samym wymaganiom. Chociaż doświadczenia z klasyki i przyzwyczajenie do stroju temperowanego nie zawsze pomagają. Kiedy Daniel przełącza się z jednej elektronicznej zabawki na drugą, a żadna nie stroi, muszę przestać śpiewać, żeby się przestawić o parę herców w tę czy inną stronę i dopiero wtedy mogę śpiewać dalej.
Skąd się wziął Polpo Motel?
Daniela poznałam przez koleżankę z liceum. Był wtedy klawiszowcem w Pustkach i został zaciągnięty na koncert muzyki barokowej, który śpiewałam w Studiu S1. Po koncercie dla podtrzymania konwersacji padło typowe zdanie: „Może coś byśmy zrobili razem”. Po czterech latach spotkaliśmy się na pierwszą próbę, zażarło i tak już zostało. Pierwszy koncert zagraliśmy w 2006 roku.
Oczywiście na początku były awantury, dużo dyskusji o pryncypiach w muzyce, ale to chyba jest nieuniknione. Wszystko się zmieniło dwa lata temu, kiedy zajmowaliśmy się opracowaniem muzycznym „Wertera”, w Starym Teatrze. Ja kursowałam między Krakowem a Warszawą, a Daniel przyjechał przed premierą i mieszkaliśmy razem dwa tygodnie, wieczorami oglądając syntezatory na Allegro. Od tamtego czasu nie pokłóciliśmy się ani razu.
Czy zdarzają się wam występy za granicą?
Sporadycznie. Graliśmy dwa koncerty w Budapeszcie i jeden w Lille we Francji na festiwalu sztuki Europe XXL (2009). Marzę o koncercie w Berlinie. Wydaje mi się, że to miasto idealnie pasuje do nas nastrojem. Niestety nie zaliczamy się do grupy ludzi najlepiej zorganizowanych, rozsyłanie CV i rozpychanie się łokciami nie leży ani w mojej naturze, ani w naturze Daniela, więc realizację takich marzeń lepiej powierzyć menedżerom.
Wiesz, ile my mieliśmy spotkań sztabu kryzysowego – że mało gramy, że tak dalej nie może być? Byliśmy z siebie bardzo zadowoleni, że mamy spotkanie sztabu, i na tym się to kończyło (śmiech).
Muzyk, jak jest mu bardzo źle, wyobraża sobie okładki „Wire’a” i „Rolling Stone’a”, na których jest jego zdjęcie z Microkorgiem pod pachą. Przynajmniej ja tak mam (śmiech).
Wielkie tytuły. Może na początek...
„Goth Weekly”, tak?
Pingback:25 lat FA-artu | Towarzystwo Literackie im. Teodora Parnickiego
Pingback:Polpo Motel [2008] – Koncert w Trójce [Bootleg] | Dziękuję moim MC