Menu Zamknij

Portishead – Third

Third” jest trud­ny do opi­sa­nia. Oczywiście jest inny, jest to dokład­nie ten sam zespół co wcze­śniej, ale inny. Inne melo­die, inne ryt­my, z cze­go inne­go zbu­do­wa­ne. Brzmi to twar­dziej, nie ma tu takie­go „ład­nie” jak dawniej.

portishead-thirdSłuchałem dziś ostat­nie­go Portishead. Płyta nazy­wa się „Third”, jest trze­cią stu­dyj­ną i była wyda­na 29 kwiet­nia 2008. Najpierw prze­czy­ta­łem jakieś recen­zje, a póź­niej dopie­ro słu­cha­łem dla sie­bie. Tak słu­cha­łem, słu­cha­łem, i cią­gle chcia­łem słu­chać od nowa.Słuchałem dziś ostat­nie­go Portishead. Płyta nazy­wa się „Third”, jest trze­cią stu­dyj­ną i była wyda­na 29 kwiet­nia 2008. Najpierw prze­czy­ta­łem jakieś recen­zje, a póź­niej dopie­ro słu­cha­łem dla sie­bie. Tak słu­cha­łem, słu­cha­łem, i cią­gle chcia­łem słu­chać od nowa.

Że Portishead ma nerw i jest bez­kom­pro­mi­so­wy, to wia­do­mo. Że w cią­gu jede­na­stu lat róż­ne rze­czy moc­no się zmie­nia­ją, też nic nowe­go. Głos kobit­ki (Beth Gibbons) został taki sam, podob­ny przy­naj­mniej. Muzycy nato­miast z tym gło­sem obe­szli się ina­czej niż na poprzed­nich nagra­niach – wyda­je mi się, że wte­dy, w stu­le­ciu zeszłym, miał pierw­szo­pla­no­wą rolę; teraz jest obu­do­wa­ny bar­dzo cie­ka­wą muzy­ką, któ­ra przy­cią­ga uwa­gę nie mniej niż ten głos. I dale­ko padła od tam­tej, dawnej.

Wcześniej w skró­cie było tak, że Portishead to dół. No wspa­nia­łe wprost rze­czy, żeby się mar­twić i umie­rać. Jak dziew­czy­na zosta­wi­ła, to Portishead. A Portishead to ten zaje­bi­ście smut­ny głos i te takie kli­ma­tycz­ne, no tri­pho­po­we wręcz brzmie­nia. Teraz ina­czej. „Third”, mam wra­że­nie – i pew­nie czy­tel­nik też je ma – jest trud­ny do opi­sa­nia. Oczywiście jest inny, jest to dokład­nie ten sam zespół co wcze­śniej, ale inny. Inne melo­die, inne ryt­my, z cze­go inne­go zbu­do­wa­ne. Brzmi to twar­dziej, nie ma tu takie­go „ład­nie” jak daw­niej. Wcześniej, mam wra­że­nie, było to pięk­niej­sze, było to mru­gnię­cie: aha, sta­ry film, czerń i biel, i nie­ostry obraz, szum winy­lo­wej pły­ty. Są tego śla­dy – ale to nie jest klucz, to zmył­ka: niby po sta­re­mu, już-już, gdzieś to sły­sza­łem, i wte­dy jebut, to nie tak, my jeste­śmy Portishead, ale inny.

Szczerze mówiąc, mi naj­bar­dziej odpo­wia­da­ją te rze­czy naj­od­le­glej­sze od Portishead z 1997 roku, gdy naj­moc­niej ich kocha­łem. Gdy byli naj­lep­si. Nie mia­łem wte­dy poję­cia, że za 11 lat zro­bią taką pły­tę, że ona będzie tak natu­ral­na i że będzie tak dobra. no bo pro­szę bardzo.

Thomowi Yorke’owi i Jonny’emu Greenwoodowi (od pra­wej) podo­ba się „The Rip”:

stro­na zespo­łu, myspa­ce

Ocena: 9/10, pre­zent, nie­spo­dzian­ka, jest cze­go słuchać.

Podobne wpisy

1 komentarz

  1. Pingback:Sade – Soldier Of Love | Ktoś Ruszał Moje Płyty

Leave a Reply