Menu Zamknij

Tag: nowości

Dość krótko, recenzje: Torrini, Chvrches, Nightmares On Wax, Sebadoh

Emiliana Torrini – Tookah

Kojarzy się jako smęt­na i aku­stycz­na. W tym jest dobra, nawet bar­dzo. W islandz­kim bjor­ko­wa­niu – zupeł­nie wtór­na. W ogó­le to wszyst­ko brzmi jak pró­ba nawią­za­nia, dorów­na­nia, jesz­cze raz sprze­da­nia. Największe wra­że­nie robią te momen­ty, gdy jej melan­cho­lia nie jest pół­noc­na, sta­je się za to tro­pi­kal­na (jak w „Speed Of Dark”). Wtedy jest pra­wie tak dobra jak Rebeka.

Chvrches – The Bones Of What You Believe

Bardzo sza­nu­ję i lubię ten zespół, ma dobre bity oraz jest ze Szkocji, ale ta pły­ta – debiut – nie jest tak dobra jak kon­cer­ty. Może mi się wyda­je, ale to się zle­wa z całym tym nie­za­leż­nym niby popem. Co sezon hor­da zespo­łów odkry­wa, że woka­list­ka ze słod­kim gło­sem i moc­ny syn­te­za­tor podo­ba­ją się pija­nym ludziom naj­bar­dziej. Tylko że Armin van Buuren z tym 70 płyt do przo­du... Jeszcze ze trzy lata i może Chvrches odkry­ją, jak zro­bić dobrą pły­tę. Szanse są.

Nightmares On Wax – Feelin’ Good

Dawniej prze­pa­da­łem na tym gościem, teraz nowa pły­ta nie wzbu­dza emo­cji. Tzw. sta­ra bie­da. No, jest pły­ta po pro­stu. Podobno taka, jaką zawsze chciał zro­bić. Zieeew. Należe to rozu­mieć tak, że facet woli – jak to szło w nume­rze Ortegi? – się obra­cać, niż szu­kać nowych środ­ków wyra­zu. No to sobie nagrał. Podobnie jak w przy­pad­ku Torrini, pro­po­nu­ję spraw­dzić jego sta­re pły­ty. Ocena przyj­dzie szybko.

Sebadoh – Defend Yourself

Nic nie­wno­szą­ca pły­ta. Główną atrak­cją jest to, że Lou Barlow obra­ził się na Pitchforka. Sam mówił o w wywia­dach, że się roz­wiódł, więc recen­zent napi­sał, że się roz­wiódł. Lou się obra­ził, może dla­te­go że dostał 6/10 (zawy­żo­na oce­na). Znakiem tego pole­cam pły­ty z cza­sów, gdy trud­niej było go obra­zić, a łatwiej było mu nagrać coś bar­dziej inte­re­su­ją­ce­go niż szcze­gó­ły jego życia prywatnego.

Nie napiszę o #3

Mavis Staples – One True Vine

74 lata ma dziew­czy­na. Trochę jak Low, tro­chę jak ten sta­ry Murzyn w zeszłym roku na Offie; jest blu­es, mrok, Cave. I Bóg, BÓG. Ładnie.

Pond – Hobo Rocket

O rety, jakie brzmie­nie old­sku­lo­we, jakie bitel­sow­skie wok­sy na aku­sty­ku, har­mo­nie. Jedni z milio­na. Numer tytu­ło­wy w duchu Marka E. Smitha.

Bosnian Rainbows – Bosnian Rainbows

Rodriguez-Lopez szu­ka dro­gi mię­dzy popem a gita­ro­wą stę­chli­zną. Zrazu przy­jem­ne, z cza­sem nud­ne i puste.

Alain Clark – Live It Out

Z soulem przez dzie­się­cio­le­cia. Od Sasa do Lasa nie­ste­ty. Jackson by tych nume­rów nie chciał. U bej­by, oł gerl, aj łona. Fuj.

Nie napiszę o #2

Na wstę­pie chciał­bym zazna­czyć, że nie są tu opi­sy­wa­ne pły­ty sła­be. Po pro­stu nie­któ­re nawet faj­ne rze­czy da się opi­sać jed­nym zda­niem, cza­sem trze­ba. Po co się rozpisywać.

The Aikiu – Ghost Youth

Tytuł pły­ty wie­le tłu­ma­czy, podob­nie jak tytuł utwo­ru „20th Century Ghosts”. Dla tych, któ­rzy nie mogą się obyć bez sło­wa „Duchologia”.

The Bloody Beetroots – Hide

Italianiec w LA. Przewidywalna do bólu, tro­chę obcia­cho­wa elek­tro­ni­ka w sty­lu lat 90. To nie jest sound­track do bied­nej gry kom­pu­te­ro­wej. Więcej sto­py do odsłuchu.

Camera Obscura – Desire Lines

Bardzo faj­ny zespół. Ze Szkocji. Wszystko u nich po sta­re­mu. Polecam album „Let’s Get Out Of This Country”.

Cola & Jimmu – Enigmatic

Jimi Tenor roz­glą­da się, co moż­na jesz­cze zro­bić z house’em. Da się zapro­sić na wokal świet­ną dziew­czy­nę z Brooklynu. Podkład do poka­zu buka­resz­teń­skiej mody.

 

Nie napiszę o

Bardzo lubi­łem w „Przekroju” rubry­kę „w tym tygo­dniu nie pisze­my o...” (zwłasz­cza za cza­sów Jacka Kowalczyka). Dlatego chciał­bym od cza­su do cza­su wrzu­cić nie­zbyt dłu­gie recen­zje płyt, o któ­rych nie napi­szę. Dziś zaczynam.

Passenger – All The Little Lies

no nie­ste­ty nuda potwor­na (mówi­ło się kie­dyś: wie­je san­da­łem), czy­li kunsz­tow­ne pio­sen­ko­we pereł­ki i iry­tu­ją­cy wokal (tzw. głos niziołka).

Chris Schlarb – Psychic Temple II

faj­ny, wyuczo­ny, sound­trac­ko­wy i nawet pra­wie postroc­ko­wy, do bólu popraw­ny, prze­zro­czy­sty, życzę miłe­go dnia.

Andrew Cedermark – Home Life

w sam raz na lato, świet­ny pod­kład do czy­ta­nia „Newsweeka”; nud­ny miły chło­pak, gra w Titus Andronicus; uda­ne zdję­cie promocyjne.

Fuck Buttons – Slow Focus

nie mówię nie, ale jezu ile moż­na; wita­my jed­nak z otwar­ty­mi ramio­na­mi ten album, może ktoś go zdą­żył posłu­chać na Piczu.