Warszawską grupę można by przypiąć do melodyjnych garażowców z USA, z lat 90., jak Weezer lub Nada Surf, ale oni w porównaniu z Test Prints są nudziarzami. Może dlatego, że piosenki z „Hell For Beginners” są krótkie i raczej proste?
Dawniej Łukasz Ciszak (głos, gitara) i Joanna Jurczak (głos, bas) grali z automatem, ale album wydali po włączeniu do składu perkusisty Maćka Misiewicza. Najważniejsze są trzy rzeczy. Śpiewanie na dwa głosy – to utwory tak chwytliwe, że nie dziwi mnie, że trudno im powstrzymać się od śpiewania; to, że Ciszak gra akordami, rzadko tłumiąc struny, nie ma solówek; no i ponure teksty, zgodnie z którymi nic nie ma sensu, wszystko się kończy, ale w sumie to dobrze, że się kończy, bo i tak jest beznadziejne.
Żeby nie być gołosłownym: „Bad news, bad news / We’re not going anywhere / There’s been some miscalculation / We might need to change the plans” („Bad News”) albo „There’s no point to it all / There’s no reasons to carry on” („The Inevitable Heat Death”). Jako credo zespołu można odczytać frazę: „I blame everyone I know/ For all that’s gone so wrong” („Gene Pool”). Dlatego nie dziwi przekaz „Go Away, Jesus”: główny bohater jest namawiany, żeby już nie leczył, nie wskrzeszał i najlepiej pozostał martwy.
Niski, raczej gadający głos Ciszaka i bliższym śpiewowi Jurczak podają te teksty do przebojowej muzyki z punkowego korzenia. W tle są wybitnie nagrane partie gitar, przesterowane, ale soczyste. Ostatnie „Countdown to Apocalypse” Zygmunt Staszczyk mógłby nazwać czymś pozytywnym: „And if we are to lose / We’re gonna lose together / And if I’m to go down / I’ll drag you down with me”. Błyskotliwe „Hell For Beginners” jest ważne i niezbędne. Uzasadnia dalsze istnienie gitar.
Tekst ukazał się 10/4/15 w „Gazecie Wyborczej” – w portalu więcej recenzji