Dawno się tak nie spłakałem. Tak się pisze po obejrzeniu wzruszającego filmu, w którym bohaterowie pokonują kolejne przeszkody, żeby na koniec osiągnąć spełnienie, wolność, a czasem coś lub siebie ocalić.
Dawno się tak nie spłakałem. To była reakcja na piosenkę, i to taką, którą już wcześniej znałem. Taką pozytywną, dobrą piosenkę na dobre czasy, złe czasy, ale leje się bro. Słuchasz jej sobie przy biurku, przy komputerze, i nagle coś się przeciska między neuronami – szybka sekwencja – najpierw głowa podparta na łokciach, a za chwilę leżysz na podłodze, gluty, ślina, łkanie, pies przychodzi sprawdzić, co się dzieje, a trzeba tu zaznaczyć, że jest akurat po posiłku, zainteresowany spaniem jak nigdy w ciągu doby.
Mało się płacze ostatnimi laty. Częściej czuje się jakieś blokady, nieprzystawalność, nieadekwatność. Wypadanie, niewypadanie. Bacznie się śledzi własne reakcje, podejrzewa się siebie o to, że powinno się reagować inaczej, że może innym osobom wokół udaje się znacznie lepiej pokazać to, co mają w środku, rozumieć rzeczy i siebie. Ci to mają dobry kontakt ze sobą. Ja to mam zły kontakt ze sobą. Przerysowuję, wiadomo, ale te ostatnie lata, od pandemii – o tym przecież jest ta piosenka – sprawiły, że kontakt z drugim człowiekiem jest czymś zupełnie innym niż w takim na przykład 2016 roku.
Od czasu nagrania tej piosenki wszystko się zmieniło. Przyszła wojna. Starałem się pomóc, ale szybko wyczerpałem baterie i nie znalazłem już sposobu, żeby odnaleźć energię z pierwszych dni, żeby odnaleźć drogę do tego tunelu, w którym umiałem żyć tylko tydzień czy półtora. Teraz myślę, że tak się obronił mój organizm. Teraz, gdy się tak spłakałem, mogę mieć nadzieję – jak mówią Ukraińcy, nadzieić się – że daje nagły sygnał, że wreszcie się zregenerował. Że już będę jak dawniej.
Nie będzie jak dawniej. Ukraińcy walczą o życie i o przyszłość swojego zrujnowanego kraju. Jak można zniszczyć życie kilkudziesięciu milionów ludzi? Kto może to zrobić? Jak można w 2022 roku nadal mówić po rosyjsku, żartować w tym języku, rozmawiać z rodzinami? Mam problem, kiedy na ulicach mojego miasta słyszę wesołe rozmowy po rosyjsku. Mam problem, kiedy w tych rozmowach pada słowo „Ukraińcy”, choć całych rozmów nie rozumiem, bo tego języka nigdy się nie uczyłem. Słowa generują we mnie niepokój, włącza mi się instynkt przetrwania, którym nie chcę się kierować, kiedy jestem u siebie, blisko domu.
Nie rozumiem, jak można się utożsamiać z Rosją. Nie rozumiem, jak interesy z Rosją i Rosjanami można przedkładać nad próbę ocalenia, kogo się da, z narodu, który niczym Rosji i Rosjanom nie zawinił. W takim świecie jest bardzo trudno żyć, trudno się w nim odnaleźć.
Głupie uzależnienie – gram w grę Fifa, tam rozgrywa się mecze z przeciwnikami z całego świata, każdy może sobie przystroić trybuny w różne flagi, transparenty z określonej puli. Dać swojej drużynie herb, wybrać stroje. Te ozdoby dostaje się losowo, można też kupić, jeśli już nie możesz się doczekać, aż wylosujesz, nie wiem, herb Legii albo flagi Argentyny. Często w tej grze spotykam graczy, którzy mają herb Ukraińskiego Związku Piłki Nożnej i flagi Ukrainy na trybunach, ale zastanawiająco często trafiam też na graczy, którzy mają flagi, herby, stroje i nazwy rosyjskie. Utożsamiają się z Rosją na tyle mocno, żeby jej symbolami chlubić się wobec innych graczy. Nie rozumiem tego. To tak trwa.
Tak, spłakałem się jak nigdy nad czymś, co niby mnie nie dotyczy. Nad tym, że można zniszczyć życie, domy, pola, miejsca pracy, wygnać miliony na tułaczkę po świecie i wciąż mieć się dobrze. Handlować. Negocjować. Szantażować. Nie proponować nawet, ale narzucać swoje koncepcje innym. Mieć posłuch.
Nie mam wyobraźni na to, jak skutecznie się temu przeciwstawić. Ukraińcy od pierwszego dnia tej zbrodniczej agresji apelowali o to, żeby nie milczeć. Żeby obywatele naciskali na swoje rządy, by udzielały one pomocy – zarówno uchodźcom, jak i żołnierzom walczącym na froncie. Żeby media wykonywały rzetelnie swoją pracę. Apelowali niby we własnym interesie, ale moim zdaniem w rzeczywistości przede wszystkim w interesie spokojnej, sytej Europy, której nie stać wprawdzie na wojnę, ale – jak się szybko okazało – nie chce jej się też wydawać hajsu na pokój. Rządy tylko po części uległy ludzkiemu odruchowi niesienia pomocy. Jeśli wysyłały broń, to defensywną. Nie spieszyły się z nowoczesnymi wyrzutniami rakiet i czołgami. Ludzi było więcej i ludzie robili więcej, wykupili wszystkie kamizelki kuloodporne, jakie były dostępne w Europie, przygotowywali zestawy taktyczne, zestawy pierwszej pomocy. Nawet w zeszłym tygodniu widziałem przy Dworcu Zachodnim masę plecaków w wojskowym kamuflażu, wierzę, że to nie była wycieczka studentów WAT, tylko realna pomoc dla walczących o naszą przyszłość. My tu czekaliśmy, Ukraińcy wciąż musieli się wycofywać, krok po kroku, z własnej ziemi, zostawiając tam trupy żołnierzy, którym zabrakło nowoczesnego sprzętu.
Nie mam puenty. Nie wiem, co będzie dalej. Dawno nie sprawdzałem wiadomości z frontu i prognoz. Chciałbym, żeby ten ścisk w środku mnie trochę odpuścił, może od dziś to będzie bardziej możliwe, ale zdaję sobie sprawę z tego, że ludzie mają większe problemy. Oby wszystkim im było lżej, chociaż przez chwilę, ale na sto procent.
Żeby dać jakąś ilustrację, wklejam link do kolejnej zaległej audycji. To była kolejny trudny program, w którym starałem się dać jakieś konteksty do kolejnego ważnego tematu: przyjaźń, bliskość – nie wiem, zgaduję – wybaczenie. Uważam, że to rozdanie piosenek wybitnie się udało.
Lista utworów z marcowej audycji:
- Cudowne Lata – Kosmici i dinozaury
- Bastard Disco – Satelity
- Jane’s Addiction – My Cat’s Name Is Maceo
- Red Hot Chili Peppers – My Friends
- Mykki Blanco feat. Michael Stipe – Family Ties
- R.E.M. – E‑Bow The Letter
- Notwist – Johnny & Mary
- Nilüfer Yanya – Shameless
- The Jimi Hendrix Experience – Burning of The Midnight Lamp
- Tom Waits – Blue Valentines
Wszystkie odcinki i playlisty można znaleźć na stronie radiokapital.pl.
Na razie nie przestaję z tymi audycjami, a najbliższa, lipcowa, będzie mieć numer 33. Piękny, kojarzy mi się z płytą długogrającą, z hokejem i koszykówką. Do usłyszenia i oby częściej udało nam się spotykać w piśmie.
PS Zobaczcie jeszcze pls tę muzykę do książki. Ja teraz pracuję z książkami, a wcześniej po części pracowałem z muzyką, więc muszę to polecić – piosenki Mount Eerie z 2008 roku.