„Wszystko się zmieniło/ tylko niebo zawsze szare” – śpiewa Marcin Pryt w „Solarisie urbino”, może najczytelniej oddającym dawne 19 Wiosen. Na pierwszym planie są tu archaiczne klawisze Grzegorza Fajngolda i głos Pryta, który śpiewa o niebie, mieście, ruchu, technice, lataniu i człowieku.
Łódzki zespół istniejący od 25 lat, lecz działający mniej więcej o połowę krócej, podbił serca słuchaczy zupełną odrębnością na mapie polskiej muzyki niezależnej. Punk, barokowe klawisze, zgrzebna miejska muzyka i „aerofuturyzm” poetyckich słów. Nic nie stoi w miejscu. Na nowej płycie te stare znaki rozpoznawcze często przytłacza masywne brzmienie dwóch gitar i żelazny rytm nowego perkusisty Łukasza Klausa – to raczej chowa 19 Wiosen w masie zespołów niż z niej wyróżnia. Z drugiej strony są brzmienia eksperymentalne, półimprowizowane.
Łodzianie bronią się też np. rozbudowaną „Lakrymafakturą”, w której najpierw sięgają po klasyczne brzmienia i tempa z czasów płyty „Pedofil”, by przejść do niepokojącej, jakby lamentującej części końcowej granej na trzy. Utwory znane już wcześniej, choćby „9D”, „Pulsacje i pompowanie”, zyskały w nowej produkcji, ale najważniejsze są słowa Pryta. Gdy odpuszcza mu faza na śpiewanie po łacinie, układa strofy takie jak: „Marzyłem zawsze o piątym oceanie/ teraz wszystko wyleciało z głowy/ zdawało się, że lecę... nawet nie stałem” („Lakrymafaktura”). Albo: „Niebo tak/ Ziemia nie/ Ziemianie nie/ bo tak” („Last minute”). To się nie zmieniło: przerażenie ludzkością, która w zastraszającym tempie pożera planetę i wyniszcza samą siebie.
Tekst ukazał się 5/12/14 w „Gazecie Wyborczej” – w portalu więcej recenzji