Nazwa łajby to data nadania praw miejskich Gdyni. Załoga to muzycy z doświadczeniem z takich grup jak Kiev Office i Marla Cinger. Kapitanem jest Bartosz Boro Borowski, gdyński gitarzysta, a zwłaszcza animator sceny niezależnej. A w jaki rejs wybiera się statek o trzech masztach (gitarach)?
Wydaje się, że transoceaniczny. Nie taki „wannabe” nowojorski, lecz rozegrany wiarygodnie i z sensem. Sonic Youth, jasne, ale też Swans (zagraniczna płyta roku 2012 wg dziennikarzy „Gazety”) z ich upodobaniem zarówno do ciężaru, hałasu, mocnego akcentowania, jak i do przestrzeni, prawie ciszy, do delikatnych struktur. No i cholernie długich, rozbudowanych utworów, bo na „1926” w ciągu 36 minut zespół pokazuje cztery kompozycje.
Dlaczego to tak długo trwa? Gdynianie niczym sępy krążą wysoko, między chmurami, nad upatrzonym muzycznym tematem. W pustynnej gorącej ciszy dochodzi do optycznych zakłóceń, w których motyw muzyczny modyfikuje się i mutuje. Instrumenty układają się w głosy warstwami, zagęszczają je i rozrzedzają. Z hałasu wpadamy w zdystansowane, wyciszone fragmenty. Ta technika cicho-głośno działa tu podobnie jak u Kanadyjczyków z Godspeed You! Black Emperor czy ich bardziej znanych kuzynów ze szkockiego Mogwai.
Lekko oszołomiony tym wszystkim przyznaję, że te mocne fragmenty nawet mi leżą.
Tekst ukazał się 11/1/13 w „Gazecie Wyborczej”