Dwa lata temu spory aplauz na Wyspach Brytyjskich wywołał King Krule, smukły rudy młodzieniec robiący rodzaj songwriterskiego hip-hopu (płyta „6 Feet Underneath the Moon”). Archy Marshall wrócił właśnie z nową płytą i pod nazwiskiem.
Rzecz łączy się z krótkim dokumentem i ponad 200-stronicową książką, które przygotował z bratem – codzienne życie młodych londyńczyków w poezji i zdjęciach – ale to muzyka powinna być tu atrakcją. Marshall, nawet gdy próbuje zrobić hermetyczną ścieżkę dźwiękową, przykuwa uwagę: rytmem, w którym dźwięk zderzenia kul bilardowych przypomina werbel („The Sea Liner MK1”), chłodnym dźwiękiem klawiszy, pełnymi szumu samplami. Leżą mu ponure klimaty mające źródła w brytyjskim grimie, gra powoli, kreuje duszną atmosferę. Wraca w rejony ambientowe, które eksplorował jeszcze przed debiutem jako Zoo Kid, ale odłożył na bok gitarę i stawia na rytm, robi ukłony w stronę Buriala.
Nadzwyczajnie niski głos Archy’ego nie jest już alfą i omegą jak na płycie King Krule, lecz jednym ze składników. Na „A New Place 2 Drown” zaśpiewał półsennie, czasem bełkotliwie, a teksty zapisał osobistym kodem. Przywołany w „Ammi Ammi” Barry White od zawsze służy np. za symbol muzyki erotycznej, ale tu jego muzyka jest znakiem zdrady, rozwiązłości, po której trzeba żyć dalej. O tym jest ta zamulona, czarna płyta.
Tekst ukazał się 8/1/16 w „Gazecie Wyborczej” – w portalu więcej recenzji