Menu Zamknij

Autor: Jacek Świąder

Wyjściowe ubranie (Polska 2000–2009)

Zjawiska nie­ty­po­we, któ­re zyska­ły jakiś odzew poza Polską, też się zda­rza­ły. Dwa z nich są z gatun­ku obli­gów, któ­re trze­ba na takiej liście umie­ścić, żeby spra­wie­dli­wo­ści dzie­jo­wej zadość­uczy­nić. Jedno dorzu­cam od sie­bie – z każ­dym z tej trój­ki trud­no cokol­wiek porównać.

Sissy years (Polska 2000–2009)

Początek XXI wie­ku to zło­ty okres labe­lu Bertelsmanna o nazwie Sissy Records. Wytwórnia powsta­ła w 2001 roku, mia­ła się nie bać i wyda­wać, zatrud­ni­ła więc paru wyko­naw­ców mie­sza­ją­cych kli­ma­ty gita­ro­we, elek­tro­nicz­ne, klu­bo­we, kom­pe­tent­nych i nie nad­to dzi­wacz­nych, a oni nagra­li bar­dzo dobre pły­ty. Muzyka dla wraż­li­wych użyt­kow­ni­ków nar­ko­ty­ków i este­tów, poszu­ki­wa­nia, któ­re się słu­cha­czo­wi nie wymy­ka­ją. W 2004 Sissy się zamknęło.

Polskie płyty 2000–2009 (wstęp)

Redaktor Dunin-Wąsowicz do stycz­nio­wo-luto­wej „Lampy” kazał wybrać dzie­sięć płyt na minio­ne dzie­się­cio­le­cie. Uznałem zada­nie za trud­ne, bo tych płyt było prze­cież od 2000 całe mnó­stwo, nawet jeśli odjąć wszyst­kie te, któ­rych nie sły­sza­łem. Redakcja szy­ku­je pod­su­mo­wa­nie lat zero­wych bie­żą­ce­go wie­ku, więc kolej­ność, punk­ta­cja, kom­pro­mi­sy, obro­na meto­dą „każ­dy swe­go”... Chodzi wyłącz­nie o pły­ty kra­jo­we, któ­ry to dział jest moim ulu­bio­nym, więc obja­śnię tutaj swo­je typy.

Mum – Sing Along To Songs You Don’t Know

W sta­rej Polsce niby zima stu­le­cia lub wię­cej, ale mróz na szy­bach prze­ter­mi­no­wa­nych ika­ru­sów nie jest cza­ro­dziej­ski. Jest syf­ny jak sto pięć­dzie­siąt. Śnieg islandz­ki – inna roz­mo­wa – czyst­szy, lód bar­dziej szkli­sty. Mum nie liczy prze­trwa­nych zim, nie emo­cjo­nu­je się tym, ile jest stop­ni na minu­sie, nie spraw­dza, czy latem jest ponad pięt­na­ście. Mróz, zaspy, brud­ne bło­to nie rzu­tu­ją. Mecz o trze­cie miej­sce w Europie w czymś o nazwie szczy­pior­niak – też nie.

Armia – Freak

Najpierw ona mi powie­dzia­ła, że ma dwie wia­do­mo­ści dobrą i złą. Przechylając się przez bar. To któ­rą chcę naj­pierw. Ja mówię, że dobrą. To ona mi powie­dzia­ła, że podob­no Brylewski zno­wu jest w Armii. Ja mówię, że skąd wie, a ona, że sły­sza­ła. To mówię, że wte­dy złą. To ona wyję­ła wal­tor­nię i mi powie­dzia­ła, że Budzy teraz śpie­wa po angielsku.

Naiv – Przedświt

Naiv, mło­dy pol­ski zespół. Dwie gita­ry, bas, per­ku­sja i bar­dzo żywe, emo­cjo­nal­ne gra­nie spod zna­ku choć­by Happysad. Teksty – jak pisze sam zespół, „o rze­czach waż­nych i trud­nych – wie­rze, nadziei i miło­ści”. To wszyst­ko nie jest odkryw­cze i chy­ba nie ma być odkryw­cze. Jeśli cho­dzi o odwiecz­ny w naszym kra­ju kon­flikt: kopio­wać Zachód czy grać swo­je, Naiv opo­wia­da się za dru­gą opcją. Wybór słusz­ny, o ile dany zespół umie się wyróż­nić w tłu­mie podob­nych do sie­bie graj­ków, zna­leźć w tra­dy­cji coś, co dobrze zagra tu i teraz.