Po przygodach z przeróbkami muzyki z lat 60. Baaba wraca do współczesności z autorskim materiałem. To płytą tego zespolu 10 lat temu zaczęła działalność wytwórnia Lado ABC.
Muzyczna wrażliwość lidera kapeli Bartosza Webera jest niezwykła, artysta nie bawi się w rozróżnianie punka, jazzu, metalu, bossa novy i elektroniki. Tym razem nad aranżacjami utworów pracował cały zespół, w tym multiinstrumentalista i producent Piotr Zabrodzki, mający równie szeroki kąt widzenia jak szef i równie zaskakujące skojarzenia.
Opisywanie poszczególnych utworów skaczącej po tematach Baaby nie może się udać. Chyba w każdym ujawnia się charakterystyczny tyleż dla Webera, co dla Zabrodzkiego melanż melodyjek z syntezatora i samplera z zacinającymi się rytmami. Bywa potężnie i nawet funkowo, bywa zgrzebnie i strasznie wolno, co też daje przyjemność. Upodobałem sobie „Po 16” – obok saksofonu Tomasza Dudy i syntezatorów rej wiodą tu klawisze i bębny, ale wyrazista melodia istnieje tu tylko jako rama. Oto bowiem w środku następuje obszerny improwizowany fragment, w którym na tle tajemniczych nagrań terenowych (świsty? pobrzękiwania łańcuchów?) popisują się Duda na klarnecie i nowy perkusista Jan Młynarski. To powrót do nastroju płyty „The Wrong Vampire”, na której Baaba z klasą odświeżyła muzykę Komedy do „Nieustraszonych pogromców wampirów”. Bardziej tradycyjne solo Młynarski wykonuje w zaczynającej się raźnym funkiem „Sobocie”, przy czym grę o słuchacza wciąż prowadzą pozostali muzycy.
Tak jest na całej płycie. Koi mnie afrobeatowe „Ręce zmęczone i pot na czole” z partią fletu. Baabę uwielbiam za precyzję i właśnie tego rodzaju zaskoczenia w aranżach, ale do słuchania jej nowej, bardzo gęstej płyty potrzebuję przerw między utworami. To miał być komplement. Nie do wiary, że taką intensywność osiąga zespół złożony z ledwie czterech muzyków.
Tekst ukazał się 30/11/14 w Wyborcza.pl/kultura – tamże więcej recenzji