Najpierw wypuścili trzy epki – w grudniu, styczniu i lutym – a na koniec zszyty z nich album-frankenstein. Razem aż 70 minut!
Grający od połowy lat 90. szkocki zespół już lata temu przeszedł od akustycznych gitarowych piosenek do rzeczy bardziej tanecznych. Nawet te ostatnie mają u nich powiew lat 60. – okulary w rogowych oprawkach, swetry z golfem, książki w twardej oprawie, organy Hammonda i sierpniowe słońce. Belle and Sebastian umieją zrobić piosenkę ze wszystkiego, bawią się tym i nie mają większych ambicji. Najlepsze utwory to dwuczęściowe „Everything Is Now” i zamykające zestaw „Best Friend”, ale nowych fanów z tego nie będzie. Starzy za to będą zadowoleni.
Tekst ukazał się 10/3/18 w Wyborcza.pl/kultura – tamże więcej recenzji