Zakochaj się w Kalifornii – wracają autorzy ścieżki dźwiękowej wakacji 2010 (debiut „Crazy For You”). Trzecia płyta stylowego amerykańskiego duetu jak dawniej biegnie od zwrotki do refrenu i z powrotem, i tak od pierwszej minuty do ostatniej. Słoneczne gitarowe piosenki są pełne energii, ale oparte na tempach i sekwencjach akordów ułożonych bodaj jeszcze w Lascaux.
Tak ma być. Best Coast od zawsze grają na granicy kiczu – ich melodie i prostota przywołują twórczość wyrodnych dzieci punku w rodzaju Blink 182. Z drugiej strony Best Coast wywodzą się od Beatlesów i Beach Boysów, a także bogów i bogiń lat 90., jak Weezer i Hole.
Nowa płyta jest znacznie mocniejsza niż poprzednia „The Only Place”, Bethany Cosentino nie pozuje już na akustyczną piosenkarkę. Zespół wrócił do garażu, co wyszło mu na zdrowie, ale nie do klimatu amatorki, który był siłą debiutu. Zostały po nim błahe, naiwne teksty ze słabymi rymami. Najwierniejsi fani mówią, że to po prostu szczerość. W „In My Eyes” Cosentino śpiewa: „I treated you badly/ we finished so sadly/ wish I didn’t care”.
Feministki zgrzytają pewnie zębami, słysząc w każdej piosence o rozterkach pani ciągle mającej przed oczami kogoś, kto najpierw ją zostawił, a teraz ignoruje („Wondering how to be fine without you”, „Why don’t you like me?”, „I’ll never understand you”, „Girls will be girls and boys will be boys/ It’s just the way it is” itp.). Czy Bethany została kalifornijskim Maleńczukiem, który muzykę ma wesołą, a słowa smutne? Myślę, że pisząc: „I stay high all the time just to get by” („California Nights”), jest już po prostu w pracy. Tak jak wtedy, gdy wzięła udział w reklamie irlandzkiej whiskey. Ładna płyta, ale letnia.
Tekst ukazał się 17/5/15 w Wyborcza.pl/kultura – tamże więcej recenzji