Dziwnie słucha się koncertówki w czasach pandemii, kiedy tęskni się za prawdziwymi koncertami. Studyjne płyty są przekładane na później, a lajwik wyszedł, i smakuje inaczej niż zawsze. Dobrze.
Udało się na „Tu da max” zawrzeć żywy kontakt z publicznością i kontakt muzyków z własnymi emocjami. Najpierw słychać pisk, słyszy się go w każdej przerwie między utworami, wystarczy czasem nawet cichszy moment w piosence – zespół dla dziewczyn. Irytuje to z początku? Epatowanie? Ruszam od kłębka do nitki – później słyszy się przeboje, wajb, bujanie, Bitaminowy luz, który podbił serca mas i pewnie dla którego się na takie koncerty chodzi. To w porządku mieć emocje. I na koniec jednak słyszy się równowagę, przełamanie bujania utworami melancholijnymi, cięższymi lirycznie, docenia się tyleż spójność przekazu luzackiego z poetyckim, co mieszankę hiphopowego czilu z jazzem. Tak jakby sprawdził się plan, który nie był planem, tylko spontanicznością. Myślę, że to na lajwie zbliżamy się do sedna tego, czym jest Bitamina. Do różnych połączeń i związków zgody, czasem przecież trzeba się pogodzić z gorzkim smakiem wspomnień. Na przykład.
Poza tym oni są w bardzo dobrej formie muzycznej. W wiadomości prasowej dowiedziałem się, że przez długi czas nagrywali koncerty, wreszcie udało im się złapać na nagraniu coś, na czym im zależało. Momentami Bitamina brzmi jak Voo Voo w swoim piku, minus oczywiście te piętrowe improwizacje. Bitamina gra piosenki. Za miks i mastering płyty odpowiada chłopak, który odmienił losy tego zespołu – gitarzysta i specjalista od elektroniki Brian Massaka Victorsson, mający też solowy projekt Moo Latte. Mój człowiek. Lubię szukać śladów jego grania w tych piosenkach, a jest tu ich co niemiara – to podwójny album.
Nagranie pochodzi z innego, przedpandemicznego świata: jesień 2019, Palladium, dobrze brzmiąca warszawska sala działająca w miejscu dawnego kina, tłum nieprzebrany – widać na zdjęciach. Tęskni sie za takimi koncertami. Rzadko już bywam w Palladium, miejsce zrobiło się światowe, a chyba najbardziej światowo czułem się na Cinematic Orchestra. Sprawdziłem, to był 2009, niespodziewane wyjście – nie sądziłem, że na koncercie będzie mi tak dobrze. Teraz wspomnienie zeszło mi się z tą Bitaminą. Buja, porusza, relaksuje, no i brzmi znakomicie.
Bitamina „Tu da max”, wyd. Kalejdoskop, premiera 26.6.20