Drugim obok Kamp! materiałem idealnym do cyklinowania parkietów (nim czy z nim – to odrębna kwestia) jest nagrana w Los Angeles płytka Moniki Brodki. Przed wakacjami wyszła w formie elektronicznej, teraz jest fizyczny nośnik.
Piszę „płytka”, bo Brodki ze swym współpracownikiem Bartoszem Dziedzicem nagrała w Kalifornii dwie piosenki, reszta jest dziełem ducha czasów (komputerów, światłowodów i coraz mniej ograniczonej wyobraźni). Głównym daniem są tu cztery remiksy i trzy teledyski – rzeczy klasy europejskiej, skoro już Kamp! nazwało się światowym. Łodzianie zresztą zrobili z Brodkowych „Dancing Shoes” numer, co się zowie, i to do ich remiksu jest dodatkowe wideo.
Z koncertów wynika, że do temperamentu artystki najlepiej pasuje taki repertuar, taneczny. Dlatego ciekawe, co się jej przydarzy dalej. Poprzednia płyta „Granda” miała świetne recenzje (Fryderyk dla popowego albumu roku), ale była zbiorem utworów z różnych stylistyk, a nie zwartą całością. To już jednak historia – 25-letnia dziś wokalistka wydała ją ponad dwa lata temu. Na „Lax” opowiada, że chce się nauczyć tańczyć. Ma zadatki. Cokolwiek zrobi z tym dalej – będzie lepiej niż na „Grandzie”.
Tekst ukazał się 30/11/12 w „Gazecie Wyborczej” – w portalu więcej recenzji