Druga płyta sięgającego do tradycji zimnej fali i gotyku zespołu Bruno Światłocień dowodzonego przez Bronisława Ehrlicha. „Cień i cierń II” to kompozycje z minimalnym udziałem wokalu, z krótkimi, zapętlanymi tekstami.
Na płycie przeważają utwory długie i bardzo długie, spośród których wyróżniają się „Wyrodne matki”. Utwór brzmi tak, jakby zespół znajdował się gdzieś w połowie drogi między ascetyczną muzyką brytyjskich grup z początku lat 80. a psychodelicznym, transowym graniem grupy Falarek działającej w połowie lat 90. w Warszawie. Mocno przesterowane gitary, elektroniczne dźwięki perkusji i niski, przytłoczony muzyką głos wokalisty deklamujący powoli: „nie rób mu kawy, bo będzie siedział”. Delicje!
Mocny i niepokojący jest też tekst „Powiewu morza”: „Panie Boże prowadź mnie/ tego pragnę, tego chcę (...) uratuj też moją rodzinę/ przygotuj nas na twoją godzinę”. Lubię takie balansowanie na granicy powagi i żartu, lubię nie wiedzieć, czy słusznie dopatruję się w tekstach mrugnięcia okiem. Natomiast zabawny i rzeczywiście psychodeliczny jest „Psychoblues” z częstochowskimi rymami („pętla na szyję i już nie żyję”) oraz podniosłą muzyką. Tu już nie mam wątpliwości. Zespół z Wejherowa idzie wąską ścieżką między rozpaczą a śmiechem szaleńca. Bardzo dobry pomysł na album i równie dobre wykonanie.
Tekst ukazał się 8/2/15 w Wyborcza.pl/kultura – tamże więcej recenzji