Bubble Pie, debiutanci z Krakowa, mają w CV występ przed NoMeansNo. Grają momentami jak polskie Kristen albo zespoły Kuby Ziołka (Ed Wood, Tin Pan Alley, George Dorn Screams), zahaczają nawet o Melvins. I lata 60., gdy muzyka się po prostu działa, instrumenty grały.
No fajnie sobie tak wymieniać skojarzenia i zaraz im zaprzeczać, naprawdę fajnie. Twardy fakt: świetny producent Michał Kupicz (z jednej strony dziki i głośny Ed Wood, z drugiej jakoś tam eteryczne Coldair i Kyst). Inny fakt: bardzo ładny przedmiot jak na wydanie własne. Muzyka też zjawiskowa – zwłaszcza dziś, gdy estetyka gitarowa zjada własny ogon, jest nieprzekonująca, a nawet stoner rocka można sfałszować. Dlatego taki Afro Kolektyw próbuje restaurować piosenkę od innej strony, „profesjonalnej”, erudycyjnej.
W gitarach niezmiernie rzadko zdarza się coś oryginalnego i nieprzeterminowanego, trudno „być takim tru”. Tymczasem Bubble Pie grają różnorodnie, ale z osobnym, własnym pulsem. Dywersyfikacja. Rozmarzone, płynące bujanki na zmianę ze zgrzytliwymi transami. Wszystko takie chrupiące, żywe, smaczne. Warto tego posłuchać, obejrzeć, dotknąć.
Tekst ukazał się 2/2/12 w „Dużym Formacie” – w portalu więcej recenzji