Menu Zamknij

Kategoria: film

Blade Runner i The Hunger

Z powo­du nie­daw­ne­go felie­to­nu Wojciecha Orlińskiego obej­rza­łem „Blade Runnera”. Uderzyło mnie to, że to film bar­dzo bli­ski temu, któ­ry mniej wię­cej w tym samym cza­sie nakrę­cił brat Ridleya Scotta – Tony. Nie tyl­ko dzię­ki „pol­skie­mu” tłu­ma­cze­niu obu tytu­łów. U nas „The Hunger” został „Zagadką nie­śmier­tel­no­ści”, a „Blade Runner” – „Łowcą androidów”.

Czas coś tam prawda ekranu

Tyle fil­mów, któ­rych nie widzia­łem, a któ­re winien byłem obej­rzeć już daw­no. Z dru­giej stro­ny gru­pa fil­mów, nie­ko­niecz­nie arcy­dzieł, któ­re w szkol­nych cza­sach – wte­dy gdy cza­su było aż nad­to – bez sen­su oglą­da­li­śmy po kil­ka, kil­ka­na­ście razy, tak bar­dzo nam się podo­ba­ły. Tak trud­ne wyda­wa­ło się życie bez nich. Chłonny, burzą­cy się (kie­dy, jak nie wte­dy?) umysł lepiej chy­ba wyszedł­by na jak naj­szer­szym prze­glą­dzie. Miałby się cze­go zła­pać, mógł­by wpaść na zupeł­nie inne tory, inne tło mia­ło­by dzi­siej­sze oglą­da­nie filmów.

Punk rock według Złodziei Rowerów

Dzięki życz­li­wo­ści auto­ra – Przemka Tymińskiego, obej­rza­łem film o Złodziejach Rowerów. To był zespół emble­mat pol­skiej sce­ny hard core/punk, emo, stra­ight edge, jak­kol­wiek to nazwać. Tymiński udo­ku­men­to­wał ich ostat­ni dzień, dwa lata temu w CDQ, i doło­żył do tego wybór z 17 godzin star­szych mate­ria­łów. Film trwa oko­ło 50 minut i zawie­ra m.in. obszer­ne frag­men­ty kon­cer­tu z 1995 roku w Ciechanowcu.

Wakacje z telefunkenem

Po Offie (o któ­rym kie­dyś póź­niej) wyje­cha­łem na wcza­sy w miej­sco­wo­ści nad Bałtykiem. Z jakichś przy­czyn bar­dzo cenio­ne są tu „poko­je z tv”, po pro­stu wszyst­kie są takie i nie spo­sób zare­zer­wo­wać „bez tv”. W śro­dę pada­ło, obej­rza­łem koń­ców­kę meczu Polska – Gruzja, nie pomo­gło, naza­jutrz pada­ło jesz­cze mocniej.

- na wcza­sach noto­wa­łem, to pierw­sza z paru notatek.

Essential Killing (reż. Jerzy Skolimowski)

Sprzeczne reak­cje zna­jo­mych na nowy film Skolimowskiego oraz napis „naj­więk­szy świa­to­wy suk­ces pol­skie­go kina” na pla­ka­cie spo­wo­do­wa­ły, iż wybra­łem się do tegoż pol­skie­go kina na film – było nie było – tro­chę pol­ski. Przygody mia­łem pra­wie takie jak Vincent Gallo, z tym że moja łagod­na natu­ra zawa­ży­ła na tym, iż niko­go nie zaszlachtowałem.