Menu Zamknij

Kategoria: coś jak blog

Współzawodnictwo grup muzycznych

Poza sen­ty­men­tal­ną wizy­tą w Muzeum Kolejnictwa głów­ną atrak­cją Nocy Muzeów był w tym roku kon­cert Mitch & Mitch na otwar­cie pią­te­go roku dzia­łal­no­ści Placu Zabaw. Piątego lata (Molesta była rok temu?). Spóźniliśmy się. Powrót był kosz­mar­ny. Linia J była OK. Tłumy bawi­ły się tam jesz­cze dłu­go w noc, sam kon­cert skoń­czył się chy­ba jakoś po pierw­szej, nie wiem.

W kleszczach hip-hopu

Noc tak­só­wek = dzień zie­lo­nej twa­rzy. Obudziłem się po czter­na­stej. Osiedle hucza­ło hip-hopem. Gdy ruszy­łem do chiń­czy­ka po śnia­da­nie, zorien­to­wa­łem się, że to dzień kon­cer­tu w amfi­te­atrze. Bity odbi­ja­ły się od blo­ków, powtó­rzo­ne ude­rze­nia sto­py prze­twa­rza­ły się w dzi­wacz­ne ryt­my, zwie­lo­krot­nio­ne linie basu spa­da­ły na grze­ją­cych się w słoń­cu sta­rusz­ków jak lawi­na. Rap gdzieś w tym ginął, ulat­niał się w jasne nie­bo jak gaz z otwar­tej puszki.

Dyskretny urok polskiej prawicy

Na waka­cjach miesz­ka­łem w małej miej­sco­wo­ści nad Bałtykiem, „u ludzi”. Wędrówka przez las do pla­ży zaj­mu­je 15 minut. Oprócz pokoi, dom­ku, zagro­dy żół­wia, huś­taw­ki i dal­szych atrak­cji miej­sce to dys­po­nu­je wyso­kiej kla­sy restau­ra­cją spe­cja­li­zu­ją­cą się w rybach. Właściciel, mar­kot­ny bro­da­ty 50‑, 60-latek, jest ani chy­bi ryba­kiem. Jego uro­cza żona doglą­da spraw pen­sjo­na­tu, on cier­pi i narze­ka w pasia­stej koszul­ce, no i praw­do­po­dob­nie cze­sze hajs z całej tej imprezy.

Wakacje z telefunkenem

Po Offie (o któ­rym kie­dyś póź­niej) wyje­cha­łem na wcza­sy w miej­sco­wo­ści nad Bałtykiem. Z jakichś przy­czyn bar­dzo cenio­ne są tu „poko­je z tv”, po pro­stu wszyst­kie są takie i nie spo­sób zare­zer­wo­wać „bez tv”. W śro­dę pada­ło, obej­rza­łem koń­ców­kę meczu Polska – Gruzja, nie pomo­gło, naza­jutrz pada­ło jesz­cze mocniej.

- na wcza­sach noto­wa­łem, to pierw­sza z paru notatek.

Po Arcade Fire

Od kon­cer­tu minął już ponad tydzień. Przechowuję go w coraz życz­liw­szej pamię­ci, przy­naj­mniej wzglę­dem zespo­łu. Na pew­no są jakieś rela­cje wideo (nie prze­pa­dam), a listę pio­se­nek moż­na zoba­czyć tutaj. Z 17 pio­se­nek tyl­ko trzy z „Neon Bible” – dobra dla mnie decy­zja, bo nie podzie­lam entu­zja­zmu dla tej pły­ty, któ­ry ma choć­by Robert Sankowski. Lubię prze­bo­je, jak mówił kla­syk. Najbardziej podo­ba­ły mi się zle­pio­ne w jed­no „The Suburbs”. Wart zapa­mię­ta­nia moment: na koniec publicz­ność zamknę­ła buzie, prze­sta­ła „wspie­rać” Butlera mniej lub bar­dziej zgrab­nym śpie­wem, dała mu dokoń­czyć same­mu, w ciszy. To było świetne.