To podobno ostatnie piosenki CNC. Borys Dejnarowicz i Piotr Maciejewski na „Weird Years” zanurzają się w autonostalgii: kasetowy szum, ciepłe synty, gitary, słodkie głosy dojrzewających chłopców, którymi od dawna nie są.
Pięć utworów autorstwa Dejnarowicza (z dekadę temu muzyk The Car Is On Fire, twórca serwisu muzycznego Porcys, szef magazynu „Pulp”, dziś pracownik jednego z koncernów płytowych) w produkcji Maciejewskiego (Muchy i Drivealone) tak jak na wcześniejszych wydawnictwach CNC zlepia brzmienia gitarowe i elektroniczne. Masywne przesterowane synty i delikatny fortepian w „Lower Prices Emerging”, syntetyczny bas i dzwonki w „The Cocaine Sessions”, ładny – jak to piszą na Porcys – gitarowy hook w „Weird Years”. Autotune, bębny z komputera, jęcząca gitara w „Sickleaf”. Po staremu.
Parę lat temu była w muzyce tego rodzaju nostalgia. Wydaje się jednak, że CNC zajmują się autonostalgią. Ważny jest nośnik – kaseta. Jako mniej więcej rówieśnik muzyków mogę potraktować to jako metaforę. Takie przedmioty w naszych szkolnych czasach były skarbami, przechodnimi pucharami, z których czerpało się muzyczne wtajemniczenie. Zapomniane z naszym wejściem w dorosłość, wróciły jako znak nowego hipsterskiego świata, nośnik ważniejszy niż zawartość. Jakby nas zdradziły, nie mogą już być tym, czym były dawniej, co nie znaczy, że muszą zostać przeklęte.
Teraz CNC pokazują, że nie może być jak dawniej, jakby brali odwet na kasecie. Jednak BD należy do tego rodzaju craftsmanów piosenek, których wycofanej energii nie umiem uchwycić i przyswoić. Sprywatyzować. PM, odpowiedzialny za brzmienie „Weird Years” od nagrania po master, to najlepszy piosenkopisarz w historii zespołu Much, ale na tej epce nic nie komponował (nie wiem, jaki był wcześniej podział zadań w CNC). Są tylko piosenki BD, eleganckiego i chłodnego kompozytora, doceniam je, ale brakuje mi desperacji PM. A może młodego PM?
„Ten years after all is said and done/ I’m back to see the meaning in the final song/ The truth is wrong but has to be revealed” – śpiewają w ostatnim utworze „The Dream Argument”. Nie da się już nic poprawić, wycyzelować, w czym zawsze byli mocni. Zostają piosenki i tak jest dobrze.