Menu Zamknij

Co się wydarzyło w 2024

Kończy się 2024 – jak trzy poprzed­nie ner­wo­wy­mi, krót­ki­mi spa­ce­ra­mi z psem. W ostat­nich latach uni­ka­łem pod­su­mo­wań, tro­chę z bra­ku cza­su, ale nie tyl­ko. Onieśmielały mnie pra­co­wi­tość i suk­ce­sy innych, postę­py, widocz­ność efek­tów dzia­łań, pew­ność sie­bie pozwa­la­ją­ca na to, by chwa­lić się doko­na­nia­mi. Chyba dalej tak jest.

Żyłem i pra­co­wa­łem, jak umia­łem. Wciąż trud­no było mi sen­sow­nie odpo­czy­wać. Przez parę mie­się­cy, no mat­ter what, codzien­nie robi­łem cho­ciaż jed­no zdję­cie nie­ba. Ze świa­to­wych spraw chciał­bym zapa­mię­tać wyjazd do Kijowa, kon­tak­ty z ludź­mi stam­tąd i moment, gdy w peł­nym słoń­cu na pla­cu Sofijskim zaczę­ły bić dzwo­ny. Koncert LCD Soundsystem w Dublinie i danie­le w par­ku. Obłędną kola­cję w domo­wej restau­ra­cji we Florencji, na któ­rą wpa­dli­śmy przy­pad­kiem, za to bar­dzo głodni.

W Polsce – psa cho­dzą­ce­go w wodach zato­ki, powol­ną wyciecz­kę rowe­ro­wą po mie­ście, tele­fo­nicz­ną roz­mo­wę z Oksaną Zabużko pod koniec lata. To, że obo­je z Anią zna­leź­li­śmy się w książ­ce Nagrobków! Razem z por­tre­ta­mi! Helado Negro śpie­wał do nas „Running” w Jassmine. Nicka Cave’a w Łodzi obser­wo­wa­łem razem z Grzegorzem Wysockim i guess what, pra­wie nic nie mówił, tyl­ko się wzru­szał. Poczułem szczę­ście na dwóch wio­sen­nych festi­wa­lach w Gdańsku i Poznaniu, a to przy­nio­sły cie­ka­we zna­jo­mo­ści, zmia­nę podej­ścia do alko­ho­lu i zmia­nę w paru rela­cjach. Spoko się czu­łem na Unsoundzie, kon­cer­ty były faj­ne, towa­rzy­stwo też, potrze­bu­ję tego jesien­ne­go odde­chu. Zwłaszcza gdy jest cie­pły, co nie mia­ło miej­sca. Jak zawsze umó­wi­łem sobie parę świet­nych spo­tkań, gada­łem nawet z pew­nym pro­fe­so­rem z UJ, bo co inne­go robi się U Stasi.

Z fil­mów zapa­mię­ta­łem „20 dni w Mariupolu” – zobacz­cie, był chy­ba na Archive.org. Również przed pre­mie­rą uda­ło się obej­rzeć „Strefę inte­re­sów”. Ze sta­ro­ci chy­ba też w 2024 widzie­li­śmy kapi­tal­ne „Drzewo na saboty”.

Nowe, wspa­nia­łe pły­ty w tym roku wyda­li sta­rzy fawo­ry­ci: Coals, Oxford Drama, Hinode Tapes, RZWD, Piernikowski, Muzyka Końca Lata, Pablopavo i Ludziki, Wczasy, Alameda, Normal Bias, Zaumne, Tuleje, Polski Piach, Czechoslovakia. Z nowych i nowo-sta­rych podo­ba­ły mi się Jantar, Erva, Nachum i DEAE, Larmo, TVB i Guest Julka, Synthezaur. W kate­go­rii oso­by wygra­li: Antonina Car i Niczos, Mala Herba, Kulczycki z Mazzollem, Maciej Wirmański, Julek Ploski, Daniel Szwed, Bartosz Zaskórski i jego Porosty, Smutny Tuńczyk. Dzięki za dzie­le­nie się muzy­ką. To, co nagry­wa­ją na świe­cie, obser­wu­ję mało pil­nie, ale oto naj­czę­ściej słu­cha­ne: Arab Strap, Nilüfer Yanya, Nick Cave, Arooj Aftab, Saagara i Hizbut Jamm. „Three Hands of Doom” było nawet faj­ne, Njondhil Njondhal i inni arty­ści z Digital Indigenous, a oprócz tego kla­sy­ki: wszyst­ko LCD Soundsystem, Sly & the Family Stone, James Holden i tak dalej.

Rok był dłu­gi. Nie pamię­tam wszyst­kie­go, co mi pode­szło muzycz­nie. Rok był krót­ki. Czytałem mniej, niż­bym chciał, ale pole­cam anto­lo­gię „Wojna 2022” oraz książ­ki „Staniemy się tacy jak on”, „Witaj w domu”, „Chwała Portugalii”. Na uspra­wie­dli­wie­nie mam tyl­ko to, że czy­ta­łem i oglą­da­łem dużo o Ukrainie m.in. na Substacku i na YouTubie. Głównie dla sie­bie, ale to miłe nie musieć myśleć o pisa­niu tek­stów cały czas.

Bardzo mi było pil­no do 2025 roku – witam go z nadzie­ją i z opty­mi­zmem, któ­re­go zwy­kle mi bra­ko­wa­ło. W pierw­szych dniach chcę zamknąć wszyst­kie sta­re kar­ty w prze­glą­dar­kach oprócz pocz­ty i słow­ni­ków. Mam róż­ne pla­ny i wie­rzę, że uda mi się zna­leźć rów­no­wa­gę, dzię­ki któ­rej to ogarnę.

Właśnie rów­no­wa­gi życzę. Oby nam się!

Podobne wpisy

Leave a Reply