Podpisujący się Coldair Tobiasz Biliński urodził się w 1990 r. w Norwegii. Jako nastolatek założył zespół Kyst grający mniej więcej akustyczny nowy folk, wydał dwie solowe płyty. Po dwóch trasach po USA nowy nagrał album w Filadelfii, u Jeffa Zeiglera (producent Kurta Vile’a i War On Drugs).
Dystrybucją cyfrową zajmuje się sławna wytwórnia Sub Pop z Seattle.
„The Provider” znacząco różni się brzmieniem od starych nagrań Coldair. Biliński schował gitarę w tle, eksponując brzmienia syntezatorów i automatu perkusyjnego, często agresywne i ostre. Z dawnego arsenału środków w częstym użyciu są pogłosy oraz nagrywanie paru ścieżek wokali, co pozwala stworzyć ciekawe harmonie, ale też udziwnia głos i oddala go od słuchacza.
Biliński idzie do przodu w dziedzinie pisania piosenek. Ochłodzenie brzmienia służy wyeksponowaniu gorącej temperatury uczuć, którą można wyczytać z tekstów. „It’s this jealousy that’s killing me”, śpiewa w „Perfect Son” do obłędnego rytmu perkusji Huberta Zemlera. „All I meant was to be OK”, tłumaczy w „All I Meant” z masywnym basowym syntezatorem. „My whole life is falling apart so fast”, zwierza się w „Holy Soul”.
Zaskakująco dobra, ciężka płyta o wyobcowaniu, poczuciu winy, emocjonalnego oddalania się od kogoś ważnego, szukaniu akceptacji. Mniej popu niż u Rojka, więcej niż u Radiohead.
Tekst ukazał się 15/1/16 w „Gazecie Wyborczej” – w portalu więcej recenzji