Czy to jakaś stara płyta Much porzucona w połowie nagrań? Od razu słychać, po jakiej fali surfuje Cuba de Zoo – czy dobrze, że to słychać, ocenią słuchacze, na razie wygląda na to, że się podoba. Ja mogę dodać, że biorąc pod uwagę popularność Much, taka stylizacja wydaje się przeterminowana.
Trio – i rock, rock, rock, hi-hat, hi-hat, tnąca gitara, dudniący bas, zabawa. Ale może nie ma się co czepiać, może dla Cuby to tylko pozycja wyjściowa do „zdezaktualizowania” (a może, dajmy na to, zdetronizowania) Much?
Założyli zatem zespół, grają piosenki gitarowe, ale taneczne – „no chodź”, „tańcz”, „niebezpiecznie jest się bawić” i tak dalej. Numery są hitowe, chłopackie, niosą, może tylko ostatni „Doktor” jest na kaca, reszta skoczna.
Sparafrazuję strofę z Morrisseya: czy to bardzo źle chcieć grać rocka płaskiego jak stół? Nie, to nie jest źle – wciąż za Morrisseyem – ale... można by choć śpiewać coś smutnego. Albo wesołego – emocjonalnego po prostu. Cuba de Zoo ma problem, bo w tekstach serwuje dużo rockowej mowy-trawy, klisz, prezentuje coś na kształt lirycznej bezradności. Weźmy singlowy „Grób”: „przekręciłem się w grobie / bo jest mi niewygodnie / patrzeć że nie słuchasz mnie zawsze / przekręciłem się w grobie / gdy usłyszałem o tobie”. Dwa długaśne akordy na zwrotkę, dwa na refren. Później trochę częstochowszczyzny: „nie rób już więcej / co dyktuje twe serce / tylko słuchaj / co ci mówię do ucha”, i znowu przekręcanie się w grobie.
A teraz trochę inna strofa Moza z tej samej piosenki: „czy to bardzo źle nie zawsze być zadowolonym / nie, to nie jest źle, ale...” – czy zawsze trzeba się przypieprzać do młodości?
Takie „kopnięcie” tekstu jak w „Grobie” musi być świadome, więc jest urocze – przecież w grobie można się co najwyżej przewrócić, a przekręcić to można kogoś na kasie, na przykład wciskając mu kit. Być może taki dobór słów nie jest strategiczną decyzją tekściarza, tylko prezentacją obecnych możliwości zespołu. Jeśli jednak założyć, że ekipa Kuby Podolskiego z rozmysłem zrobiła przegląd typowych zagrywek muzycznych i tekstowych z rockowego arsenału, w dodatku jakby je przedrzeźniając, to muszę z uznaniem pokiwać głową. Pierwszy fragment z „Grobu” to przecież wyraźne pogrywanie w kulki z „Do nieba nie chodzę” Szymona Wydry! Drugi fragment też pokazuje niesympatycznego bohatera, z tym że teraz jest on już zdesperowany – może dlatego właśnie krótką, prostą frazą domaga się posłuchu.
Fraza „jestem co dzień / jak przechodzień” z „Trenu o Warszawie” jest koślawa i można się z niej śmiać, ale pasuje do muzycznej zawartości piosenki. Nie ma ona wprawdzie nic wspólnego z Czesławem Niemenem, ale jest muzycznym hołdem dla Lady Pank – którego liderzy, jak wiadomo, pochodzą z Wrocławia i z Podlasia. Ta fraza spokojnie mogłaby być śpiewana przez Panasewicza, te chórki („tan tan tarara tan”) to jest przecież klasyk lat 80., Oddział Zamknięty oddałby za nie ostatnią gitarę. Równie dobrze „Tren” może być przypisem do „Miasta doznań” Much – jedno, trzecie czy drugie, tłumaczy się samo przez się.
Najfajniej brzmi „Sztorm”, buja trochę na zasadzie „Another Brick In The Wall Pt. 2”, a trochę jako Pan Kleks. Uwielbiam to połączenie. Gita – wiadomo – floydowa, a do tego kozacko chodzi bas, jak w „Billie Jean”, chórki są czujnie przegięte i kiczowate, a na dodatek szeroki uśmiech na twarzy wywołuje tekst: „pomiędzy nami sztorm / ta miłość to już wrak / zamknięty mamy port / nasz kuter idzie na dno”. Umiejętność tak niezgrabnego pisania to rzadkość, ale świetnie to gada z ejtisową muzyką. Znalazłem swój hit wiosny. „Do miłości daję rozkaz, daję znak” – no proszę mnie oświecić, jeżeli ktokolwiek tak trafnie, a zarazem zmysłowo nawiązywał do „Cała naprzód ku nowej przygodzie” Pana Kleksa! Gicior.
Jeszcze coś. Bardzo cieszy mnie ubóstwienie używek przez Cubę: „Kocham cię ekstra mocno / kocham cię luksusowo”. W ogóle „Menu” to jeden z fajniejszych numerów, prosty i operujący czytelną, „niezajechaną” metaforą. Od razu przychodzi na myśl pamiętna fraza Bohemy: „Zapal papierosa, nalej sobie wódki” – tytułem piosenki było imię dziewczyny wokalisty. Skojarzenie miłości ze szlugami i alkoholem jest chyba odwieczne i bardzo celne. Nie trzeba marudzić jak Komety: „twoja ślina ma smak papierosów i wina / już wiem na pewno / dzisiaj widzę cię ostatni raz”. Jak powiedzieliby państwo sprzed Pałacu Prezydenckiego: „Tu jest Polska!”. Zgodziłby się z nimi Sidney Polak, a jego trunkowe towarzystwo nie jest najgorszym, co mogło spotkać Cubę. „Wiemy jak żyć / wiemy jak pić / pić by żyć”. Zdrowie tych, co lubią Muchy.
Tekst ukazał się w portalu Polskiego Radia.