Dwa lata minęły od ukraińskiego Majdanu i od ostatniej płyty polsko-ukraińskiego zespołu Dagadana. „Meridian 68” przedstawiają jako swoją najbardziej folkową płytę, ale nie chodzi tylko o kraje urodzenia artystów.
Sięgają oni np. po chińską pieśń „Kangding Love Song”, do której Dana Wynnycka dokłada jazzową wokalną improwizację. Niektóre piosenki, jak wielkopolska „Rano rano ranusieńko” u Dagadany zostają upstrzone elektronicznym rytmem. Prawdziwą rewolucją jest jednak udział śpiewającego techniką gardłową Hassibagena, artysty z Mongolii. Trudno przecenić jego wkład np. w podolską pieśń „U poli bereza” z hipnotycznym rytmem bębnów i elektronicznymi ornamentami.
Dagadana bazuje na połączeniu krystaliczności głosu Dany i słodyczy Dagi Gregorowicz, działającym świetnie choćby w dramatycznym „Koby ne moroz”, a także na poczuciu humoru. Tym większy podziw budzi najtrudniejsze wykonanie z tego albumu. Na kilka głosów, razem z basistą Mikołajem Pospieszalskim i Hassibagenem, a także po mistrzowsku grającym perkusistą Bartoszem Mikołajem Nazarukiem obie główne bohaterki biorą się za bary z pieśnią uważaną za hymn Niebieskiej Sotni. Ich wykonanie „Pływe kacza po Tysyni” jest kunsztowne, głębokie, ale zachowuje prostotę ludowej pieśni o śmierci. Najwyżej cenię u Dagadany właśnie naturalność, z jaką wchodzi w poważny nastrój – to niezwykle trudne.
Tekst ukazał się 26/2/16 w „Gazecie Wyborczej” – w portalu więcej recenzji