Nastał czas cudownych raperów – rozśpiewanych jak anielskie chóry, a muzycznie ponurych jak Kłapouchy. To przypadek The Young Fathers, moich faworytów, czy niektórych grime’owców (ten styl znów rośnie w siłę). Jednak Dälek był ciężki, ponury, nawet industrialny przed nimi wszystkimi.
Nowej płyty słucha się lepiej od „Gutter Tactics” z 2009 roku. Odpowiedź na The Young Fathers znajduję w „Shattered”. Ten naturalny singiel z kuśtykającym bitem zaczyna zbyt krótką podróż z dudniącym, przesterowanym „Asphalt For Eden”. Pochłaniający każdy nerw ciała wirujący motyw z tej piosenki zostaje ze słuchaczem na całą płytę. Oczekiwania rosną i zostają spełnione.
Piosenki z „Asphalt For Eden” trwają średnio grubo powyżej pięciu minut. Zaczyna się bardziej klasycznie, a im dalej, tym bardziej zwiększa się dysonans, zaszumienie i zamulenie. Trans? A jakże! Pod tym względem uwiodło mnie mantrowe „6dB”, w którym spokoju nie daje niski pomruk, awangardowe przestery i jeszcze jeden hiphopowy bit ze Wschodniego Wybrzeża. Do mocnych punktów płyty należy „Control”, w którym zsamplowany biały głos jest odkształcony przez chmurę pogłosu i efekt megafonu. Dopiero po półtorej minucie wchodzi głos MC Däleka, wyjątkowo wyraźny, jakby artysta na co dzień rapował z leżaka, a tu postanowił przesiąść się na krzesło.
Jednak oprócz otwarcia największym majstersztykiem zdaje się genialnie relaksujące, rozlazłe „Masked Laughter (Nothing’s Left)”. To oczywiście relaks na miarę Däleka. MC krzyczy tu raz za razem: „I’m trying to breathe!”. Rozjaśnia sprawę w refrenie: „Don’t my breath deserve respect?/ wit all this poison we ingest/ y’all keep saying it’s a test/ what’s to win when nothing’s left?”, a później: „I don’t need a fucking anthem!/ I need change!”. Wszystko to w spowolnionej, ale nie leniwej manierze. Przemiła, otwierająca okna płyta.
Tekst ukazał się 25/5/16 w Wyborcza.pl/kultura – tamże więcej recenzji