Amerykańskie brzmienia w wykonaniu łodzianina grającego na gitarze i nie tylko, wspomagającego się też komputerem. Jak wielu przed nim i pewnie po nim inspiruje się on popkulturą z USA przede wszystkim XX wieku. Śpiewa o samotności, bezsenności, paleniu – to uniwersalne sytuacje.
Lecz gdy wspomina o autostradzie, to ma chyba na myśli nie węzeł w Strykowie, lecz pewne wyobrażenie Route 66. Głos ma do tego odpowiedni, niski, akcent też w porządku. Jest bardzo młody, sądząc po ekspresji i po tekstach. Pisze tak: „Jestem muzykiem z Łodzi i po prostu gram piosenki (choć pewnie powinienem napisać, że jestem songwriterem w duchu folk/americana)”. Trzeba dodać, że umiejętnie sięga też po elektronikę. Jego muzyka zyskuje wtedy efekt „skandynawskiej” melancholii – i efekt jest bardzo dobry.
Spaleniak często stara się osiągnąć brzmienie całego zespołu. Nie pozuje na singer/songwritera, może ze szkodą dla odbioru całości, bo warstwa muzyczna jego piosenek pozostaje dość jednorodna. Artysta ma niezły głos, który często przepada ze względu na niewyraźny śpiew. Jednak przy trochę pilniejszej pracy nad grą na gitarze, dałby radę opędzić tę płytę (bądź jej skrócona wersję) tylko tym instrumentem. W każdym razie dodatkowe ścieżki – poza głosem i gitarą – raczej przeszkadzają, niż pomagają, nie zawsze są wartością dodaną do rdzenia muzyki Spaleniaka, czyli głosu i gitary. Mimo to „Dreamers” to rzecz obiecująca i warta odsłuchu.
Tekst ukazał się 7/3/14 w Wyborcza.pl/kultura – tamże więcej recenzji