Nie do wiary, że Deerhoof, zespół fundamentalny dla dzisiejszej gitarowej alternatywy, obchodzi 20-lecie. Nowy album wiecznie młodych Kalifornijczyków, już 13., w Polsce ukazuje się w Lado ABC, wytwórni muzyków tworzących warszawską scenę improwizowaną, piosenkową i awangardową.
Deerhoof pasowałby do tej sceny. Na pierwszym planie są dwie osobowości: szalony perkusista Greg Saunier, mający w arsenale wątki rockowe, jazzowe, afrykańskie i nie tylko, oraz bardziej powściągliwa basistka Satomi Matsuzaki, wykrzykująca też krótkie teksty. Razem z dwoma gitarzystami od lat mieszają punka z dziwnym popem. Ta koncepcja co rusz rozgałęzia się w sto kierunków, choć rdzeń pozostaje ten sam: dzika energia zespołu używającego zmieniających się jak w kalejdoskopie rytmów, anielskich głosów, przesterowanych gitar grających to proste akordy, to wykręcone rytmicznie i harmonicznie partie „solowe”. Bo Deerhoof to przede wszystkim zespół – zawsze gra razem, wszystko jest wspólne.
Tytuł płyty pożyczyli od Madonny, koncepcję całości – z utworu „Pinhead” The Ramones. Więcej tu groove’u niż dawniej, ale do prostoty daleko, a wiele piosenek składa się z kilku odrębnych części. Świetne są opadające riffy-kaskady w „Blach Pitch” z powtarzaną frazą: „we’re gonna want you/ 24/7”. Zacinające, dysonansowe gitary pod męsko-żeńskie głosy zaczynają popisowe „Last Fad”, tu padają słowa: „baseball is cancelled/ E.T. is running late/ new from America”. „Paradise Girls” zespół poświęca odważnym artystkom: Joan Jett, Janet Jackson, Kim Gordon (Sonic Youth) i Kathleen Hannie (Bikini Kill). Zestawienie nazwisk wygląda absurdalnie, podobnie jak (na papierze) mieszanka stylów, którą serwuje Deerhoof. To jednak nadal działa – także dzięki ich poczuciu humoru.
Tekst ukazał się 7/11/14 w „Gazecie Wyborczej” – w portalu więcej recenzji