Coś parę lat temu nazwanego okrutnie hypnagogic popem wraca w złagodzonej formie. Debiutując w 2009 r., Ducktails grał trudne do strawienia, nasycone komputerowymi efektami piosenki. Popu w tych pretensjonalnych szkicach było tyle co nic.
Z biegiem lat Matthew Mondanile (członek grupy Real Estate) upopowił się jednak, opracował bardziej przystępne brzmienie i zaczął całkiem starannie śpiewać. Wyszedł z mgły. Na nowym albumie Mondanile szerokim gestem sięga po patenty pół wieku temu ogrywane przez The Beach Boys: uwodzicielskie harmonie, staranną produkcję, aranżacyjne smaczki – smyczki, flet z klawisza, fajny dysonans („Krumme Lanke”). Śpiewa słodko i wysoko, wspiera się pomocą cenionych w awangardowym światku Jamesa Ferraro czy Julii Holter.
Tyle że to wszystko pomaga tylko na chwilę, bo gdy wsłuchać się w kolejne utwory z półgodzinnego „St. Catherine”, okaże się, że na tej płycie jest niewiele poza leniwym, zwiewnym klimatem. Gdy zdjąć ten „filtr z Instagrama”, okazuje się, że pod spodem trudno dostrzec zdjęcie – tzn. znaleźć na płycie dobre piosenki. Kolejne sympatyczne numery zlewają się w jedno. Melancholijne „St. Catherine” daje świetny pretekst do zamyślenia się, przycięcia komara i marzeń o Kalifornii. Jednak na tym przygoda z dziełem się kończy.
Tekst ukazał się 24/7/15 w „Gazecie Wyborczej” – w portalu więcej recenzji