Koncertowa wersja zeszłorocznej płyty, jednego z najciekawszych nowych odczytań muzyki Komedy.
To nagranie charakteryzuje się komplikacją i szczegółowością podobnymi do swej studyjnej poprzedniczki. W zeszłym roku kolektyw EABS wziął kompozycje Komedy, często mniej znane, i w błyskotliwy sposób urządził je po swojemu. Żywe instrumenty „gadały” z elektroniką i samplami, jazz z hip-hopem. Skład był spory, kompozycje długie i gęste od dźwięków, a część słuchaczy mogła doznać szoku, bo lider zespołu, klawiszowiec Marek Pędziwiatr, rapował dopisane teksty. Jednak to on miał rację.
Nie jestem wielkim fanem tego rodzaju muzyki, ale odwaga w rozmontowywaniu pomników i składaniu ich na nowo mi imponuje. Zwłaszcza w tak dobrym, inspirującym wydaniu. Żywiołem jazzu jest scena, więc koncertowa wersja nagradzanej płyty wydaje się naturalną koleją rzeczy. Tylko czy EABS, rozwlekając niektóre utwory do 12 czy 14 minut, a całą płytę do 76 (są dwa dotąd niepublikowane utwory), nie popada w egomanię? Chyba jednak nie. Na koncertowej płycie słychać i entuzjazm muzyków, i ogień – dowodem rozpędzona wersja „Free Witch and No Bra Queen / Sult” czy pełne ładnie rozjeżdżających się instrumentów dętych „Step Into The Light (Wiklinowy kosz)”. Z czarnej płyty zabrzmi to pewnie nieziemsko.
Tekst ukazał się 4/9/18 w Wyborcza.pl/kultura – tamże więcej recenzji