Oto facet, który z punkowej rewolucji lat 70. wybrał to, co najlepsze – energię, otwartość i zgrzyt – żeby zostać postpunkowym bardem. Osobny, ironiczny, romantyczny, sprawnie poruszający się po różnych gatunkach i stawiający na mocną treść. Akompaniują mu słynni The Roots – zespół, który w latach 90. stał się symbolem granego na żywych instrumentach hip-hopu.
Filadelfijczycy zmienili dzieje gatunku. Mają tak rozpoznawalne brzmienie, że bez oporów wchodzą w alianse. Trzy lata temu popisowo zagrali z soulowym wokalista Johnem Legendem (jego właśnie wydany nowy album nie jest już tak dobry). Są też stałym zespołem w programie Jimmy’ego Fallona i to tam zaproponowali Elvisowi wspólne nagrania.
„Wake me up / there must be something better than this”, śpiewa Costello. Niezbyt odkrywcza fraza? Ten album jest historią rozczarowania współczesną Ameryką i obaw co do tego, dokąd zmierza cała ludzkość. Elvis umie to ubrać w słowa. Wydawałoby się, że to on trzyma ster na „Wise Up Ghost”. Jest go „więcej”. Teren spotkania obu wybitnych stron nie zaskakuje: rhythm and blues, funk, soul. W pięciu utworach pracuje tu orkiestra. Jednak takie momenty jak „Refuse To Be Saved” pokazują angielskiego minstrela w roli rapera. Dla równowagi partie przesterowanych gitar brzmią jak z jego kanonicznych płyt z przełomu lat 70. i 80. Były obawy, a jest zaskakująco udana, dopracowana płyta.
Tekst ukazał się w „Gazecie Wyborczej” 27/9/13