Piosenka to ładna, zgrabna muzyka i bardzo dobry tekst. Kombinacja trudna, ale nie nieosiągalna. Fajna piosenka zdarza się dopiero wtedy, gdy muzyka i tekst połączone są – powiedzmy to wprost i bez krępacji – wpadającą w ucho melodią. W Polsce łatwiej o całkowite zaćmienie słońca niż zespół nagrywający regularnie dobre piosenki, niemniej w ostatnich latach wyłoniło się paru pewniaków. W dziesięcioleciu z jedynką na przedzie można od nich oczekiwać bardzo dużo.
Starsi przodem. W obecnych czasach nic już chyba nie jest w stanie wstrząsnąć radiem w takim stopniu jak na przełomie dekad kawałek „Marcello” z debiutu Kobiet. Przy tym podziemnym/poddaszowym popie można z ulgą zapomnieć o wypoconych hitach Piaska, Krzywego, Kowalskiej, Gawlińskiego... Najbardziej beztroski zespół w Polsce, wciąż bardzo atrakcyjny na koncertach, zrobił jeszcze dwie płyty, obie dobre. Na tej pierwszej oprócz popu był garaż, psychodelia – energiczna i czuła miłość. Uwodzicielstwo i dalsze kroki. Grzegorz Nawrocki to weteran trójmiejskiej sceny, ale moim zdaniem dopiero w Kobietach znalazł właściwą chemię, poszedł swoją drogą do końca. Efekty już parę razy opisywałem, z zachwytem. W Kobietach jest więcej boskiego luzu niż w magazynie „Luz”. I te cholerne teksty. Lekkie, ale nasycone, moc skojarzeń, zakręcone i erotyczne.
W zbożnym dziele krzewienia piosenki na niewdzięcznym polskim gruncie Kobietom towarzyszy od paru lat Muzyka Końca Lata. Nikt tak pięknie nie milczał, że nie boi się śpiewać o miłości, czy jakoś tak. Zespół z Mińska Mazowieckiego przywraca blask polskiej piosence, ale nie niesie kagańca oświaty z Brytanii ani USA, lecz od krajowych korzeni, od polskiego bigbitu lat 60. Takie ładne oczy, ognisko, pociąg, gwiazdy, radio. „Woda, słońce i las”. Klimat damsko-męskich tekstów Partii skorygowany o te parę dłuższych kilometrów, które dzielą Mińsk od Śródmieścia i Żoliborza. Słownie to mi się kojarzy z Belle & Sebastian – bo szkoła, dziewczyny, chłopaki – a może chodzi o klimat, o ciepły śpiew i dostojność, elegancję tego wszystkiego. Śpiewanie i granie o przeszłości, zapominaniu i pamiętaniu tego, czego nie było – co jest oczywiście najlepszym wyjściem. Wiarygodność 10. Cudowna druga płyta „2:1 dla dziewczyn” jeszcze tylko chwilę będzie ostatnią. To wszystko z tym nienachalnym, lekkim humorem. Nikt oprócz nich tak nie gra.
Wreszcie nieuniknione Pustki, grupa, którą podziwiam zwłaszcza za trzecią płytę „Do mi no” z 2006 roku. Bo mi się najbardziej podobają piosenki, a właśnie wtedy byli w tym najlepsi. To ich pierwsza płyta, którą można katować do znudzenia na okrągło, tak trafiona. Dotknęli tajemnicy nieśmiertelności: jak wielkie różnice osobowości są potrzebne, żeby równanie się zgadzało; ilu policjantów potrzeba do wkręcenia żarówki; ile płyt trzeba przesłuchać i pokochać, żeby zagrać inaczej. „Do mi no” nagrali, chyba łącząc się w kapitana Planetę – ona działa jako całość. I ta gitara: dyscyplina, szklanka, ostrze. Wszyscy – granie pauzą, ciszą między dźwiękami. Teksty są lepsze niż na późniejszym „Końcu kryzysu”, znowu – jak u Kobiet – mniej linijek, więcej znaczeń. Zabawa polegająca nie na tym, żeby było śmieszniej, tylko żeby było albo śmiesznie, albo smutno. Zależy, kto słucha. Moja znajoma na koncercie beczała wniebogłosy przy „Nic do powiedzenia”. Delikatesy typu „Tchu mi brak” na płycie przeplatają się z nerwowym bitem „Dużych miast” albo „Słabości chwilowej”. Po pierwszym przesłuchaniu długo wygrzebywałem szczękę spod podłogi.
ale ‘Dzidzia’ to utwór Zmywaka przy którym zawsze robi mi się gorąco. gdybym był dziewczyną i mój partner odezwał się do mnie per „dzidzia” to chyba bym zwrócił.
co do zestawienia B&S to niektóre dynamiczne kawałki MKL mają podobną indie-popową, zwiewność i sielską aurę, ale B&S to okularnicy i ich przystojne sympatie, dyskusje o poezji, biblioteki i kawa w czystych miejskich lokalach, a MKL to 3 tanie piwa i trainspotting przy PKP Anielina. na poziomie estetyki, produkcji i „filozofii grania” między tymi kapelami jest przepaść. niestety.
no i miałbyś rację, bo dzidziom czasem się ulewa :) to nie jest też mój przebój, ale ten wintedżowy obraz pasował mi do teorii o podobieństwie do B&S, dlatego go wkleiłem.
wszystko racja. mi się to łączy na poziomie melancholii i autoironii, z elegancją rzeczywiście się rozmarzyłem, a resztę „strat nie do odrobienia” wymieniłeś. ale myślę, że i tak trzeba docenić tę lokalność i indywidualizm MKL na tle innych piosenkowych z Polski.
Pingback:Wyjściowe ubranie (Polska 0-9) | Ktoś Ruszał Moje Płyty