To historia Fina Greenalla – didżeja, który w 2000 r. zaliczył wymarzony debiut: w słynnej wytwórni Ninja Tune, takim Deutsche Grammophon nowoczesnej elektroniki. Didżej po paru latach złapał za gitarę akustyczną, stworzył kameralne trio i został pierwszym piosenkowym śpiewakiem w historii Ninja Tune.
Jest wszechstronny – najlepiej wychodzi mu czarny blues („Wheels” z obowiązkową wzmianką o rodzinnym Bristolu), budzi też skojarzenia z herosami grunge’u jak Vedder czy Cornell („Fear Is Like Fire”), oczywiście w ich wyciszonej wersji. Kłania się nawet staremu Radiohead. U Finka nie ma mowy o produkcyjnym efekciarstwie, piosenki nie rzucają na kolana – on działa nastrojem i tekstami. „I przyjdziesz, berliński świcie / a my coś jeszcze zróbmy / zignorujmy nadchodzący dzień”. Całkiem interesujący, ciemny folk, tylko że wszystko to już było. A z takich nawróconych didżejów to Matt Elliott (też z Bristolu) najlepszy jest i basta.
Tekst ukazał się 18/8/11 w „Dużym Formacie” – w portalu więcej recenzji