To mogłaby być historia jak z „Absolwenta”. Konterfekt George’a Ezry z równym powodzeniem uwodzi matki i córki. Tak mocny baryton dobywa się zazwyczaj z płuc kogoś znacznie lepiej zbudowanego, a Ezra to 21-letni cherubinek, który nie słyszał jeszcze o tym, że ryby i frytki można popić pintą.
Typowany na jedno z objawień roku w plebiscycie BBC Sound Of 2014 Ezra chętniej odwołuje się do Dylana niż rodzimej tradycji. Woli amerykański folk, lekkie piosenki doprawione bluesem, ale jednak wyściubia nos z popowej szafy. A wszystko to grający na gitarze i klawiszach Ezra wymyślił w podróży, stąd słaby utwór o Barcelonie czy wciśnięte tu i ówdzie wzmianki o Australii czy Belgii.
W tekstach i ich wykonaniu Ezra ma dobre momenty, choć tematy zakreśla trochę za szeroko. Trochę się to rozmywa. Z jednej strony z emfazą, może blefując, Ezra woła: „To you, I’d leave it all” („Budapest”), z drugiej wygłasza płomienne: „Cassie O’, please don’t leave”, co dotyczy nie dziewczyny, ale nieposłusznego japońskiego zegarka („Cassie O‘”). W „Did You Hear The Rain?” popisuje się już jednak skalą głosu na poważnie. Ten upiorny, ostry blues godnego rywala do tytułu najlepszej tu piosenki znajduje dopiero w finałowym „Spectacular Rival”.
Momentami utwory George’a są przefajnowane. Za mało w nich błysku kompozytorskiego, za dużo pracy producenckiej. Cały album daje jednak sporą przyjemność. Nawet gdy słuchacz nie może się zdecydować, czy jest panią czy panną Robinson.
Tekst ukazał się w „Gazecie Wyborczej” 18/7/14