Już trzy lata temu Heath Ledger zza grobu pytał: why so serious? Godnie odpowiada mu debiutancką płytą zwycięzca telewizyjnego show. Gienek Loska żongluje konwencjami jak stary. Niby siedzi w latach 70. i miesza bluesa z rockiem.
Chętnie jednak sięga po rock and rolla („Dziewczyna z Kielc”), reggae („W jedną stronę bilet”), gospelowy chór („Scream”), a nawet angielskie teksty. Loska gra i śpiewa trzy własne piosenki, covery, a głównym twórcą repertuaru jest gitarzysta Andrzej Makarewicz. Radość grania ich prowadziła.
Ważna na „Hazardziście” jest nieustraszona, dominująca postawa Loski wokalisty. Nieistotne, co gra zespół, to on jest zawsze na wierzchu. Takich wokalnych popisów nie powstydziłby się Freddie Mercury pochodzący z rodzinnych okolic Loski Czesław Niemen ani nawet Ryszard Riedel, najważniejszy wokalista Dżemu. Gienek czerpie od nich wszystkich i jest jak skała. Wyje swoje arie bez mrugnięcia okiem, w sposób wielki i dostojny głosi swą ewangelię na dachach. Generuje zabawę – żeby dać znak na początku utworu, gwiżdże albo woła „hop”. Potrafi wspaniale opowiadać mamie o tym, jak wciska „pralki guzik”, co daje mu asumpt do rozważań o tożsamości narodowej: „Ja paszport uprałem ze spodniami renomowanej firmy/ nie z Birmy czy Chin/ If you know what I mean”. Jak wolność, to wolność.
Tekst ukazał się 8/12/11 w „Dużym Formacie” – w portalu więcej recenzji