To nagranie brzmi jak kombinacja czegoś dawnego ze świeżym, przy czym to dawne zajmuje bardziej poczesne miejsce. Londyńskie trio Haelos nawiązuje do muzyki przełomu lat 80. i 90., zwłaszcza do bristolskich grup Massive Attack i Portishead czy do DJ Shadowa. Wplata się w to organiczny, pełen spokojnych syntezatorów styl Moby’ego.
Śpiewają Lotti Bernardout i Arthur Delaney, ona jaśniejsza i zwiewna, on bardziej mroczny. Z ustawienia przy mikrofonach damsko-męskiej pary wynika napięcia o znajomej barwie. Np. w delikatnym „Dust”, gdy śpiewają wspólnie „what happened to us”, wrażenie kopiowania The xx jest silne. Tylko czy pasuje to do nostalgicznego, ale mimo wszystko roztańczonego klimatu trip-hopu? Można mieć wątpliwości, zwłaszcza gdy pomyśleć o emocjonalności, intensywności wczesnego Massive Attack.
Długo nie mogłem zorientować się, co przeszkadza mi w pełnym zanurzeniu się w świat Haelos. Z pomocą przyszła mi recenzja, która odstawała od chóru pochlebnych głosów. Dziennikarz Thefourohfive.com uświadomił mi, że metoda śpiewania Haelos – dwa głosy nieodstępujące siebie na krok – sprawia, że trudno się utożsamić z tekstami i trudno wychwycić ich szczegóły.
Odstępstwem od tej zasady jest przebojowe, doskonałe „Oracle” – żeby zauważyć jego moc, nie trzeba być ani chwalcą, ani szukającym dziury w całym krytykiem, to po prostu najlepszy utwór na „Full Circle”. Jak na debiut ten album jest bardzo dobry, choć nie tak oryginalny jak „If You Wait” innego brytyjskiego trio London Grammar (płyta wydana w 2013 r., zespół pracuje obecnie nad drugą).
Tekst ukazał się 13/4/16 w Wyborcza.pl/kultura – tamże więcej recenzji