Ten Typ Mes, Taco Hemingway - i Holak – nie traktują hip-hopu zbyt ortodoksyjnie. „The Introvert” zaczyna się od powtarzanego do obłędu zdania: „Ej, co to za typ?”. Typ nazywa się Holak i pyta, ile ważysz, aby wiedzieć, o czym marzysz.
Mateusz Holak, wokalista, producent i gitarzysta, debiutuje właśnie solowym albumem. Dał się poznać dekadę temu, gdy z zespołem Kumka Olik wybrał się na festiwal w Opolu, po czym podpisali kontrakt z dużą wytwórnią. Cztery płyty tej grupy to takie szczenięce gitarowe granie, przystępne i gładkie.
Później Holak stworzył duet Małe Miasta z producentem i raperem Mateuszem Gudelem. To już było co innego: elektroniczne rytmy i autotune, modny hip-hop i nowoczesne r’n’b, miejska muzyka i czarne ubrania. Ich płyty wydała Alkopoligamia należąca do Tego Typa Mesa, rapera z literackimi ambicjami, przykładającego wielką wagę do formy i stylu – płyta „MM” była np. zamknięta w metalowej puszce.
Hopper u Holaka
Równy rok temu, w lutym 2016, Holak opublikował pierwszy solowy utwór „Otwarte” (znalazł się na „The Introvert”) wskazujący, że będzie mu znacznie bliżej do Małych Miast niż Kumka Olik. Wideoklip ożywiał obraz Hoppera. Strona wizualna jest ważna, bo Holak jest grafikiem. Stworzył okładki dla Wojtka Mazolewskiego, zespołów Happysad, Maki i Chłopaki, Hoszpital, Malarze i Żołnierze (grupy swego ojca Stanisława) czy raperów Leha oraz Raua.
Z co najmniej kilkudziesięciu opublikowanych piosenek z tekstami Holaka najbardziej lubię te, które napisał dla elektronicznego Sonara kierowanego przez Łukasza Stachurko. Śpiewa je dziewczyna, Lena Osińska – są dojrzałe, wychodzą poza estetykę rockową i rapową.
Introwertyk mówi obrazkami
A wszystko to są dokonania chłopaka urodzonego w roku 1992. Był już najwyższy czas na wydanie solowego albumu – i mamy „The Introvert”.
Album bez okładki to oryginalny pomysł. Holak, nie chcąc dopieszczać bez końca projektu opakowania płyty, zrobił magazyn do przeglądania (strona wizualna jest... itd.) i po prostu przykleił do niego płytę w foliowej kieszonce. W gazetce jest sporo kolorowych ilustracji i czcionek, mało tekstu. Najwięcej w od czapy wywiadzie z Tym Typem Mesem, autorytetem Holaka.
Część fotografii to polaroidy: coś z założenia jednorazowego zostało zreprodukowane na ładnym papierze i powielone. A może to muzyka została ujednorazowiona dzięki dodaniu jej do gazety?
Wygląda tak dobrze na fotkach
Tekstowo rzecz jest o współczesnym młodym człowieku. Wiemy, ile ma wzrostu i że jest chudy. Dostajemy utwór z obrazkami z dzieciństwa („Co to to nie”) oraz przebojową piosenkę o pani pięknej jak prezenterka („Grube zdjęcia”), oryginalną, bo zmienia się w opowieść o obsesji na własnym punkcie z samobójczą frazą: „powiedz mi, ile ważysz, ile ważyłaś/ powiem ci, o czym marzysz”.
Spośród piosenek, powiedzmy, o miłości najlepsze jest „Otwarte”: „Patrzymy na te same drzwi/ nie widzimy wspólnych wyjść (...) gramy na czas, jeszcze chwilę”.
Znamy też sny bohatera („siedzisz koło mnie, wiesz, czego chcę”), dowiadujemy się, że stale porównuje się z innymi i że bardzo liczy się dla niego to, jak wychodzi na zdjęciach („chodź, pokażę ci kilka moich starych zdjęć” w tanecznych „Grubych zdjęciach”). Bohater żyje w swojej głowie, marzeniach, dba nawet nie tyle o swój wizerunek, ile o to, jak się on ma do wizerunków innych. „Oceniaj mnie po okładce”, mówi grafik Holak w „Dobrej firmie”. „To życie wygląda tak dobrze na fotkach/ ale ty nie lubisz zdjęć”, powiada we „Wszędzie dobrze”.
Odżywiam się zdrowo na smutno, no
Nie dziwi to, że w piosenkach słychać melodykę Kumka Olik. Przetworzone zagrywki na gitarze i basie dają muzyce Holaka indywidualny sznyt, ale płyta jest o jedną trzecią za długa. Po kilku utworach gubi przebojowy klimat i tempo, z największym dołem w postaci „Kota” i nieprzekonującym „Bratem” z udziałem Gudela.
W środku jest zrobiony na świetnym rytmie, kojący utwór „Odżywiam się zdrowo na smutno” (z dodatkowym „no” w stylu Wojciecha Bąkowskiego). To rodzaj gry z frazą Taco Hemingwaya i jego kulinarnymi tematami oraz piosenka, w której narrator Holak jest wreszcie sam ze sobą i szczęśliwy. Tak jak w „Intro”, gdzie w pierwszych wersach płyty głosem podobnym do Fisza opowiada o tym, jak wymyśla projekty w trakcie pływania na basenie.
Album zamyka się mocną trójką. Najpierw idzie „Analogowe serce” (mocny rytm, miękki głos), potem dwa taneczne, przebojowe utwory: żwawy „Jak się pożegnać” i rozbudowane muzycznie „Kluczami”. Urywa się to wspaniale, w pół zdania, jakby Holak już przygotowywał nowy materiał. Nie mam nic przeciwko temu, aby wydawał dźwiękowy miesięcznik.
Tekst ukazał się 20/2/17 w Wyborcza.pl/kultura – tamże więcej recenzji