„Warszawa tak daleko, że po policzkach płyną słone krople żołądkowej gorzkiej” – to najważniejsze słowa na nowej płycie Igora Spolskiego. Związany dawniej z zespołem Płyny wokalista i gitarzysta (mandolinista, ukulelista...) kilka lat temu wybrał się na trzy miesiące do Nepalu, żeby nagrać album z lokalnymi muzykami.
Od tamtej pory za każdą wizytą w Azji pisał choć jedną piosenkę. Powstał pamiętnik podróżnika, chłopaka, który urwał się z Warszawy, żeby szukać siebie i połączeń między Wschodem a Zachodem gdzieś poza bezpiecznym domem, żeby wędrować bez myśli o powrocie.
Spolski pisze teksty takie jak powyższy z „Cel-Ne-pal!”, wzruszające i ironiczne, ładne – takie zabaweczki. Najlepsze w tych słowach o niepłakaniu jest to, że nie śpiewa ich Spolski. Tę udaną frazę oddał Izabeli Lamik, na „Wakacjach z Hindusami” obsługującej także wiolonczelę. Lamik główną wokalną rolę gra jeszcze w „Pacmanie”: „Cieszę się, że Azję mam wreszcie za sobą/ kwiaty lotosu i strawę duchową/ Hindusów w dżinsach i szerpów z iphone’ami/ naćpanych travelersów pod Himalajami”. Spolski to obserwator. Zawsze lubiłem u niego beztroskie podejście do słów, cwane wykorzystanie homonimii i podwójnych znaczeń. W tej koronkowej zabawie autor nie ogranicza się do polskiego, miesza w jednym tekście jeszcze angielski i francuski, i więcej.
Muzycznie „Wakacje z Hindusami” składają z piosenek czasem zagranych tylko na akustycznych instrumentach europejskich, czasem z większym udziałem perkusjonaliów „ze świata”. Niepokojącego „Rikshmana”, z wyrazistym rytmem, uważam za średnio trafione urozmaicenie, ale cała płyta działa bez zarzutu. „What to do in Kathmandu”, powtarzają Lamik i Spolski w kameralnym „Whattodo”, ale zamiast rozpaczy słychać w tym dobrą zabawę. Jeden przymiotnik dla albumu? Beztroski.
Tekst ukazał się 27/2/15 w „Gazecie Wyborczej” – w portalu więcej recenzji