Regularny pop rock. Ostrzy, kanciaści i lubiący grać „dużo” debiutanci z czasem niezłe pojęcie o melodii, harmonii, aranżacji zmieniają w doskonałe. Z klientów próbujących w cukierni różnych ciastek stają się świadomymi szefami kuchni ograniczającymi liczbę składników, by stworzyć coś nowego.
Irena nie jest może tak poetycka jak Myslovitz, rockowo-taneczna jak Muchy, nowofalowa jak Organizm, ale to bliskie rejony. Ma przebojowe, dopracowane refreny, muzycznie to działa – są komplikacje, zwroty akcji. Teksty też są niezłe, choć zlewają się w jeden narracyjny strumień. Wokalistę wciąż trawią rozterki: „Czy to odwaga przyznać się do strachu/ czy będę silniejszy, gdy się odsłonię”, „A co jeśli to tylko przypadek?/ co byś zrobił, by było inaczej?”. Wciąż patrzy w lustro i czasem „słabo” zapętla te wewnętrzne pytania: „Tyle razy dwa spojrzenia/ przypadkowe bez znaczenia/ może jednak to coś więcej/ nie wiem sam, czy chcę to wiedzieć” („Tyle razy”).
Dużo egzystencjalnych (czy, za bohaterką filmu „Głośniej od bomb”, egzystencjonalnych) dylematów, mało obrazów, metafor. Dlatego wyróżniają się utwory „Zgasło światło”, „Matt” i „Tak jak zwykle” – bo są obrazowe. Zza słów: „Tak bardzo chcesz znów się znaleźć w cieniu/ i żeby było tak jak zwykle” oprócz czubka głowy bohatera wyłania się sylwetka.
Tekst ukazał się 28/6/12 w „Dużym Formacie”