Po doświadczeniach z ciężką, niemal industrialną muzyką, którą tworzył z Trzaską i Budzyńskim, Jacaszek wrócił do onirycznych klimatów.
Najnowszy album 45-letniego Michała Jacaszka „Kwiaty” jest kolejnym, który jeszcze przed premierą był promowany przez portal NPR należący do amerykańskiego państwowego nadawcy radiowego. W Stanach płytę wydała firma Ghostly International, która nazywa Jacaszka mistrzem melancholii. Rzeczywiście – autor „Kwiatów” ma ten temat gruntownie i wielostronnie opanowany.
Jacaszek, absolwent konserwacji zabytków na toruńskim UMK, ma na koncie elektroakustyczne kompozycje łączone ze starymi samplowanymi bajkami (debiutancka płyta „Lo-Fi Stories” z 2004 r.), koncertową ścieżkę dźwiękową do „Bajek robotów” Lema czy jazzowo-elektroniczne piosenki nagrywane z wokalistką Miłką Malzahn. Najbardziej znanym dziełem kompozytora są melancholijne, słowiańskie „Treny”, na których partie akustycznych instrumentów i wokalne improwizacje poddał pilnej elektronicznej obróbce. To na tym wydanym przez norweską Miasmah albumie można usłyszeć charakterystyczne dla Stefana Wesołowskiego powolne powtórzenia fraz i dziwnie piękny smutek.
» Do recenzji „Rite Of The End” Wesołowskiego »
Z kolei minimalistycznym, ambientowym „Pentral” Jacaszek chciał oddać atmosferę gotyckich świątyń. Na „Glimmer” barokową muzykę połączył z XIX-wieczną poezją. Razem z zespołem Kwartludium nagrał inspirowany Maessienowskimi transkrypcjami ptasiego śpiewu album „Catalogue des arbes” – poświęcone ulubionym gatunkom drzew dźwiękowe pejzaże. Na płycie „Pieśni” zinterpretował tradycyjne melodie religijne bliskie mu od dzieciństwa.
Tak jak Wesołowski Jacaszek pisze też muzykę filmową („Sala samobójców” Komasy, dokumentalne „Badjao. Duchy z morza” i „K2. Dotknąć nieba” Kubarskiej) oraz teatralną ( „2084” i „Showtime” Siegoczyńskiego), a do tego współpracuje z pisarzami, choreografami czy performerami.
Teraz, po doświadczeniach z ciężką, niemal industrialną muzyką, którą tworzył w trio Rimbaud z Mikołajem Trzaską i Tomaszem Budzyńskim, Jacaszek wrócił do onirycznych klimatów. Źródła nowego albumu „Kwiaty” biją w XVII wieku – kompozytora zachwycił wiersze Roberta Herricka (1591–1674), które znalazł w antologii angielskiej poezji metafizycznej. W utworach traktujących o cierpieniu, samotności i śmierci Jacaszek dostrzegł nadzieję i ukojenie. To ważne, bo po w jakiś sposób frywolnych wczesnych płytach, po pełnych powagi kanonicznych albumach Jacaszek zdaje się szukać złotego środka. Nowa płyta to zwrot akcji, do tajemnicy i żałoby dołączył z pozoru dziwny, ale w istocie zupełnie Jacaszkowy wdzięk.
Do śpiewania poezji Herricka kompozytor zaprosił Hanię Malarowską z zespołu Hanimal, dodatkowe głosy zaśpiewały Joasia Sobowiec-Jamioł i Natalia Grzebała. Chyba jeszcze nigdy muzyka Jacaszka nie była w takim stopniu elektroniczna jak na „Kwiatach”. Przeciągłe dronowe dźwięki, zamglone i zanieczyszczone szumy i zgrzyty stały się już znakiem firmowym kompozytora. Pod tą szorstką ciemną warstwą niewiele jest żywych instrumentów, najczęściej akustyczna gitara w roli promienia ciepła prowadzącego oddalony śpiew Malarowskiej. Choć źródłem płyty są wiersze, to nie wszystkie słowa są czytelne, liczy się nastrój.
Inaczej jest w „To Blossoms” – Jacaszek przypomina w tym utworze, jak doskonałym jest songwriterem i kameralistą. Dawno tak nie grał. Elektroniczny punktowy sygnał, akustyczna gitara, wiolonczela, naturalny rytm, śpiew w duecie. Żyjemy w najlepszym ze światów, miłość jest wspaniała, ale mamy mało czasu – głosił w tym wierszu Herrick. Jacaszek idzie za nim, nadając swej muzyce najbardziej piosenkowe, jasne formy od lat.
Wesołowski i Jacaszek to mądrzy kompozytorzy. Ich muzyka jest chłodna, ale rozpala w słuchaczach melancholię i jakiś rodzaj nostalgii. Obrazy rozpadu, końca czegoś, przemijania w muzyce Jacaszka i Wesołowskiego służą transcendencji. Kto ma uszy, niechaj słucha. Zaczyna się nowe.
Tekst ukazał się 7/7/17 w „Gazecie Wyborczej” – w portalu więcej recenzji