Rzadko ktokolwiek przedstawia się w sposób tak zniewalający. Added przybywa zza agresywnych syntów, przedziera się przez hałas najpierw krzykiem, potem śpiewem o wojnie. „War is coming/ and we’re stuck here/ here with many pains/ with the little tears”, ostrzega w skalach i rytmach przypominających arabskie w „War Is Coming”.
Pierwszemu utworowi na płycie towarzyszy nieustępliwy basowy motyw. Zaskakujący, bo 35-letnia wokalistka i instrumentalistka do tej pory zajmowała się jazzem i komponowała muzykę teatralną. Miała też zespół postgrunge’owy i koncertowała solo z elektrycznym basem. Teraz debiutuje z autorskim materiałem, mocno elektronicznym.
Podobny melanż syntezatorów z ostrym basem jest też w przeboju parkietów – „It”. Temat walki wraca z kolei w najbardziej intrygującym utworze płyty, pełnym napięcia „Ready” z ostatnimi słowami: „Our defense is ready/ hopefully the enemy is stronger than we”. Tu również Francuzka zawija głosem, jakby codziennie budziła się w zasięgu śpiewu muezina. A jest jeszcze refren „Lydii” z rytmem na trzy mający w sobie coś z balladowej dziwności i rozpaczy CocoRosie. Z drugiej strony – na płycie sporo jest brzmień z katalogów techno i house’u, ale nad wszystkimi podkładami górę bierze głos Jeanne Added. Jest silny, nawet gdy instrumenty siedzą cicho, np. w „Night Shame Pride”, gdzie artystka nagrała kilka ścieżek wokalnych.
Added nie zrobi pewnie furory poza ojczyzną, ale jej album warto poznać. To artystyczna indywidualność daleka od francuskiej tradycji, bliższa Skandynawii. Ma dobry głos, którym się nie upaja, i coś, co dziennikarzom kojarzy się z Sinead O’Connor czy Anną Calvi. Moim zdaniem Added można nazwać bardziej utalentowaną i oszlifowaną koleżanką Olivii Anny Livki, polsko-niemieckiej wysokoenergetycznej artystki łączącej drapieżność i mocne rytmy z poważnymi tekstami.
Tekst ukazał się 23/9/15 w Wyborcza.pl/kultura – tamże więcej recenzji