Jest w Toruniu zespół, który umie grać ciężko, progresywnie i pisze cudowne teksty. Zacytuję materiały promocyjne: „Dwanaście utworów o miłości, śmierci, bogu, diable, stawianiu, przestawaniu i sporcie”.
Nerwowe, szybkie utwory mają rytmy zachwiane jak u wrocławskich The Kurws. Przesterowany bas Michała Supczyńskiego i – o ile dobrze słyszę – mało rozbudowany zestaw perkusyjny Macieja Karmińskiego tworzą więcej niż tło dla gitary i wokalu Szymona Szwarca. Bębny grywają funkowo, swingowo, a bas dostarcza smakowite riffy.
Jesień to zespół postpunkowy – „Mistrzostwa świata” opierają się na tępym, jednodźwiękowym riffie a la Swans, z kolei „Paluszki” pasowałyby do repertuaru NoMeansNo (plus saksofon). W „Postaw” melodyjne frazy gitary idą o lepsze z momentami potężnego, ziarnistego przesteru, a „Der Schimmel” to psychodeliczna ballada z okolic Bauhausu. Trudno się nudzić z Jesienią, bo zespół ma cenną umiejętność – kiedy dobrze się poczuje z jakimś motywem, kiedy gra naprawdę ślicznie, to nie boi się go odstawić i szukać dalej. Czuję tu ducha grupy Mordy.
A teksty? Szwarc ładnie wykorzystuje dwuznaczności: „Boziu, daj mi trochę gotówki, bo przy duszy nie mam ani złotówki”, powiada w „Do Bozi”. Najbardziej lubię ciąg skojarzeń z pierwszej piosenki: „Przestałem się/ z diabłem się przespałem/ będziemy mieli dom/ będziemy mieli dziecko” („Przestałem”). Teksty i muzyka z „Jelenia” składają się na długi, ponadgodzinny album w stylu lat 90. Chęć pokazania bogactwa brzmień i pomysłów na rozegranie dłuższych form kończy się lekkim przegadaniem sprawy. Wśród gitarowych zespołów śpiewających po polsku Jesień jest jednak w kategorii zdecydowanie wartych uwagi.
Tekst ukazał się 8/6/16 w Wyborcza.pl/kultura – tamże więcej recenzji