Artystka pięć lat temu błysnęła bardzo dobrym albumem „Tak zwyczajny dzień”. Zarówno muzyczna zawartość, jak i wizerunek Karoliny Kozak z tamtego okresu czyniły z niej „dziewczynę z sąsiedztwa”, sympatyczną i bystrą, naturalną, nawet eko, i bezpośrednią, ciepłą.
[od red. – mało kto pamięta, że pierwsze nagrania Karoliny z zespołem Halucyna, w skład którego wchodzili muzycy Joanna Makabrescu, ukazały się wiosną 2000 r. na kasecie „Promocja nicości”, dołączonej do nr 16/21 nieregularnika „Lampa i Iskra Boża”].
Piosenkarka bez ogromnego głosu, ale utalentowana muzycznie, szczera i nie naiwna. Nowa płyta zaczyna się od „Mimochodem” – a ten od szerokich, grających długim dźwiękiem trąb i smyczków, kojarzącego sie z hip-hopem breakbeatu i kroczącego, „dużego” refrenu. Klimat zbliżony do „Unfinished Sympathy”, pierwszego wielkiego hitu Massive Attack, w którym wokalistka Shara Nelson właśnie kroczy przez przedmieścia Los Angeles. Piosenka Karoliny Kozak to też przebój jak nic. W dodatku ma doskonałe słowa, przywołujące momentami lirykę Marcina Pryta, tylko – jak mówiono w pewnym filmie – bez metafor: „nie mogę być taka jak chcesz, nie umiem być automatem (...) nie umiem być receptorem”.
Ona pisze miękko, ale czuję tu nawiązanie. A wcześniej: „pierwszy krok w pusty świat, od razu / w zbroi do bosych stóp, wymarsz na front / mokry grunt pod dom bez planu / nie ma jak wyjść na zero / z żadnych kół nie powstaną kwadraty / najjaśniejsza noc nigdy nie będzie dniem / nagrody ze szkła i stali / nic nie zmienią”. W ogóle u Karoliny znów – tak jak na debiutanckiej płycie – teksty są pomysłowe, przekonujące i mocne. Co tu nie pasuje? Te koła i kwadraty. Poślizg na obrazowaniu – tu konkret zawsze jest lepszy niż abstrakty. Częstym patentem są nagromadzenia, spiętrzenia obrazów, wyliczenia. Parę razy wraca motyw przejścia z nocy w dzień („w oknie ktoś zapalił nowy dzień”; „ilu w tej chwili ludzi ogląda świt?”).
Muzyka trzyma wysoki poziom tekstów. Dość długie, ale nieprzesadzone, lekkie kompozycje są wspólnym dziełem Karoliny i Katarzyny Piszek. Ten duet jest fabryką rzeczy bardzo dobrych i bezpretensjonalnych. Ekspresja nie bierze góry nad przebojowością, a mimo długiej listy zaproszonych do grania muzyków zamiast natłoku dźwięków dostajemy wyszlifowane, zadbane utwory, nieprzeładowane muzycznie. Zwłaszcza pierwsza część płyty jest świetnie ułożona, później zdarza się poślizg w usypiającą, „przeciągniętą” nastrojowość. Jednak niektóre produkcje są nawet lepsze niż te Brodki, Nosowskiej, Noviki, Smolika, Silver Rocket (mocne, bezpośrednie skojarzenie). Lepsze także dlatego, że mają porządne słowa.
Piosenka „Bez pytania” wykorzystuje instrumenty akustyczne, zwłaszcza perkusyjne, m.in. kalimbę, tekst porusza przy tym wątki pisarskie, twórcze. Bohaterka powiedziała już wszystko, biel kartki nie przeszkadza, jest zaakceptowana i przytulona. Temat kłopotów z przejściem od myśli do słowa poprzednim razem nie został popsuty chyba w „Teksańskim” (do Karoliny mucha przyleciała, w utworze „Nudzę się”, z kolei z elektronicznym bitem). Wdzięczne muzycznie „Bez pytania” pasowałoby na soundtracku do „Amelii”. Zupełnie inny jest śpiewany zrazu tylko z akompaniamentem fortepianu, najdłuższy w zestawie, do tego angielski „Pounding Heart”. Dotatkowym śpiewakiem jest tu dysponujący ciekawą, matową barwą Dawid Podsiadło, chłopak 18 lat. Ryzykowna kombinacja składników, ale sprawdza się. Angielski, później trąby, duet wzruszający niczym pasaże fortepianu, ale alternatywny, jak Björk z Thomem Yorkiem.
Połączenie przejścia do dużej wytwórni i zmiany muzycznego stylu czasem źle się skończy. Otoczenie się doświadczonymi fachowcami (w tym przypadku mąż artystki Bogdan Kondracki, Andrzej Smolik, Marcin Ułanowski) nie gwarantuje sukcesu, a zwłaszcza zachowania indywidualnego charakteru muzyki. Dlatego że „ponownie debiutującemu” artyście łatwo jest w takich okolicznościach zgubić autentyczność i spontaniczność – największe atuty młodości. Karolinie Kozak się udało.
Mimo że jej muzyka nie jest rewolucyjna, to ze starych składników ułożyła swój własny chill – spokój, ale niepokój – Pati Yang, ale Brodka.
Tekst ukazał się w „Lampie”, nr 5–6/2012