Pod tą sympatyczną nazwą ukrywa się nie eteryczna dreamfolkowa wokalistka, lecz trio ze śpiewającym gitarzystą Katiem Hurdlesem na czele.
Album zaczyna się od długiego utworu, częściowo improwizowanego: elektryczne gitary i nerwowe bębny, jazzowo-rockowy klimat. Prawdziwe atrakcje zaczynają się jednak od indeksu drugiego i piosenki „Wedding”, w klimacie trójmiejskiej grupy Mordy:nie tylko łoskot, dudnienie, ale też melodia i wokal. W ogóle Katie przeciąga linę między głośnymi rockowymi piosenkami (rozmarzone i rozmazane „Forget-Me-Not”) a improwizacją (trzyczęściowa tytułowa rzecz), często łącząc jedno z drugim w ramach tego samego utworu.
Spore wrażenie robi zwłaszcza trwająca ponad 13 minut środkowa część „Mutual Dreaming”. Coś podobnego działo się kiedyś na drugim końcu Polski, na trójmiejskiej scenie yassowej, Katie Caulfield działa jednak w Krakowie i ciągnie temat znacznie dalej. Jeszcze coś: ich atutem jest również chropawy wokal Hurdlesa – momentami niezrozumiały, a jednak wyrazisty i mocny.
Tekst ukazał się 5/5/18 w Wyborcza.pl/kultura – tamże więcej recenzji
Pingback:Najlepsze płyty roku 2018 - Jacek Świąder | Ktoś Ruszał Moje Płyty