Kazik znalazł się w sytuacji Millera reżyserującego po 30 latach „Mad Maxa”. Udało mu się nagrać album o udręce codzienności i tęsknocie za prawdziwym życiem, które musi boleć.
To było prawie ćwierć wieku temu. Kazik Staszewski nagrał z Kultem, zespołem o korzeniach punkowych, pochodzące z lat 50., 60. i 70. piosenki swojego ojca Stanisława (1925–73). Niepozbawione humoru, ale często pozbawione nadziei opowieści o romansach, pijaństwach i cierpieniu 30-letni Kazik zaśpiewał w poważnym tonie, z przejęciem. „Tata Kazika” stał się jego świadectwem dojrzewania.
W czasach rozbuchanego piractwa ta kaseta i płyta zrobiły furorę wśród młodych i – pierwszy raz w karierze Kazika – starszych. Wydawca szacuje sprzedaż na mniej więcej 500 tys. egzemplarzy, podczas gdy Platynowa Płyta przysługuje dziś za 30 tys. Z państwowej telewizji jak przez mgłę pamiętam film-koncert z zespołem grającym piosenki na płynącym statku czy barce. Ze szkolnych wycieczek – wesoły autobus śpiewający „Celinę”, „Kurwy wędrowniczki” i oczywiście „Baranka”.
Trzy lata później Kult wydał jeszcze „Tatę 2” z kolejną porcją piosenek Stanisława. Wkrótce na płycie „Staszek” ukazały się jego oryginalne nagrania, a całkiem niedawno książki – „Tata mimo woli” oraz „Samotni ludzie. Wiersze i piosenki Stanisława Staszewskiego”. Z tych materiałów wyłonił się inny obraz człowieka uchodzącego wcześniej za niebieskiego ptaka i outsidera.
Staszewski, w czasie wojny więzień obozu w Ebensee, został ideowym, a później rozczarowanym komunistą. Był architektem, dziennikarzem, publicystą związanym m.in. z programem telewizyjnym „Pegaz”, zajmował stanowisko naczelnego architekta Płocka, a w końcu emigrował (zmarł w Paryżu).
***
Teraz Kazik znalazł się w sytuacji George’a Millera reżyserującego po 30 latach kolejny film z cyklu „Mad Max”. Jak nikt inny ma niepodważalne prawo zrobienia kontynuacji. Wszyscy na niego patrzą. I wszyscy powiedzą, że wyszło gorzej niż za starych dobrych czasów. Po wydaniu album „Tata Kazika kontra Hedora” (pierwotny tytuł „Syn Staszka”; nowy to cytat z piosenki „12 groszy” Kazika: „‘Tata 2’, ‘Tata Kazika’, niedługo przyjdzie pora, ‘Tata Kazika kontra Hedora’”) jego autor może się spodziewać tylko batów.
Dlaczego nie nagrał go wcześniej? Kazik sądził, że wyczerpał materiały po ojcu. Piosenkowe na pewno, ale Przemek Lembicz z poznańskiego Kwartetu ProForma znalazł wiersze Stanisława, do których Kazik z zespołem napisali nową muzykę.
Odważny ruch, zwłaszcza że muzycy Kultu, współtwórcy dwóch pierwszych „Tatów”, zostali odstawieni na bok. Poza tym Stanisław pisał świetne melodie, dopisać do jego słów dobrą muzykę to nie taka prosta sprawa. Z drugiej strony Kazik dograł się już z ProFormą na koncertowej płycie „Wiwisekcja” zawierającej piosenki z całej kariery, włącznie z utworami Stanisława.
***
„Tata Kazika kontra Hedora” uderza głębią literackiego materiału. Dosłownie, bo już w dynamicznym pierwszym utworze mowa o „Kuźnicy”, „Odrodzeniu”, Kotcie i Wyce. Trochę się zawiodłem tym, że muzycy ProFormy grają na klawiszach, gitarach, akordeonie, basie i perkusji. To wszystko? Spodziewałem się formy mocniej różniącej się od Kultu i bardziej eksponującej teksty – a często muszę wyławiać wokal spod instrumentów, jak to w rocku. Rzecz jest jednak różnorodna muzycznie i mimo braku Kultu mocno kultowska, motoryczna.
Dobrze to czy źle? Mam swoje typy: to dylanowska opowieść „Ogrodnik”, szybka, ale delikatna „To była droga daleka” („to jarzębiny czerwonej mam pełne serce i oczy/ i kiedy koniec podróży oznajmia klakson zwycięski/ z twarzy ocieram wraz z kurzem ślad łez, łez gorzkich, niemęskich”). Po dobrym otwarciu płyta traci rozpęd, ale ostatnie pięć utworów to wynagradza. Wśród nich szczególnie srogo brzmi potężny jak stare dobre Black Sabbath „Apel poległych”.
Jak widać, Kazik nie poprzestaje na odśpiewaniu wierszy. Chce ballad i rockowych piosenek, chce szeptu i krzyku, chce odcisnąć własne piętno na tych tekstach. Czerpie nie tylko z doświadczeń z Kultem, ale też z solowych prób z klasykami Toma Waitsa, Kurta Weilla czy Nicka Cave’a. To oraz autorytet Kazika w zespole sprawia niestety, że część aranżacji jest przewidywalna.
***
„Taty Kazika” i „Taty 2” nie da się dziś przeskoczyć. Upływ czasu sprawił, że relacja ojciec – syn ma dziś zupełnie inny wymiar niż w 1993 roku. 54-letni Kazik jest dziś o kilka lat starszy niż ojciec w chwili śmierci. Ma niższy głos niż wtedy, gdy pierwszy raz śpiewał Stanisława, a zarazem ten głos brzmi potężniej niż ojca na jakimkolwiek nagraniu.
To może najciekawsze w tym albumie: wszystko stanęło na głowie. Kazik jest dziś doświadczonym, świadomym artystą, podczas gdy jego ojciec, półamatorski śpiewak, tkwi zamknięty w latach 60. jak pszczoła w bursztynie. Jego teksty pełne złej miłości, imprezowania, bólu i łez wtedy były ostre – dziś czytamy je jako piękne i poetyckie. To Kazik uchodzi (czy uchodził) za muzycznego łobuziaka.
Stanisław nie mieścił się w swoich czasach, które – jak relacjonuje Marcin Wicha w książce „Rzeczy, których nie wyrzuciłem” – były skromne i lekkie, nawet w słowach piosenek miniaturowe: pełne panienek, wdówek, latarenek i smuteczków. Staszewski cierpiał dużymi słowami. W „Klubie cynicznych egoistów” z bolesną ironią pisał: „Wino spijaj, pieśni śpiewaj/ i kobiety wielbij ciało/ bo czyż z duszy masz pożytek/ albo wcale, albo mało”.
***
Jednak „Tata Kazika kontra Hedora” niesie też ciężar szczerości w mówieniu o nieudanym życiu. W piosenkach o nużącej zwykłości, która nieuchronnie pożre nasze życia, Kazik brzmi przejmująco właśnie dzięki swojemu wiekowi. Śpiewa: „Wyszliśmy w płaczącą jesień/ z ustami pełnymi wspomnień/ dziwne jest śpiące miasto/ i nocna ulicy cisza/ milczałem i ty także/ nic nie mówiłaś do mnie” („Zmysłowa i pijana”).
Na sam koniec albumu, w „Nic nie słyszę” Kazik jak dawniej śpiewa wysoko, w rytmie tanga: „Tu jest cicho w tym moim pokoju/ i tak miło jest snuć pod palcami/ rytm melodii, która rany goi/ w sercu skłutym krwawo wspomnieniami”. Piosenka ratuje, gdy to, co przeżywamy, nie dorównuje temu, co pamiętamy.
W najdłuższej na płycie „Nie dali ojce” padają słowa: „Szmer starych zegarów nie chroni nas/ ni lampy nad stołem przyćmiony blask/ pod słońcem neonów uczą nas żyć/ przed nocy powodzią umiemy kryć/ skarlałych pożądań niepełny kształt/ w fortecach knajp, w pancerzach aut”. Kazik z kolegami zrobił wspaniałą balladę z wiersza o braku rozeznania dobra i zła, o ukrywaniu uczuć, o tęsknocie za tą jedną w życiu nocą, gdy łzy są prawdziwe.
Stanisław nie chciał zwykłych dni, uciekał od udręki codzienności. Był na tyle odważny, by opisać to w wierszach i piosenkach. W tym sensie trzecia część trylogii z jego utworami dorównuje poprzednim – ożywia wątpliwości, niewygodne uczucia, jest wysokooktanowym paliwem dla nocnych rozmyślań.
Tekst ukazał się 13/6/17 w „Gazecie Wyborczej” – w portalu więcej recenzji