Dla wielu Kendrick Lamar był bohaterem roku 2015 w muzyce. Na płycie „To Pimp A Butterfly” zdołał połączyć indywidualne doświadczenie dorastania w złej dzielnicy kalifornijskiego Compton z sytuacją czarnych w Stanach Zjednoczonych kilkadziesiąt lat po zniesieniu segregacji rasowej.
Dobrze się to splotło nie tylko w słowach, ale też w muzyce, podłączającej do hip-hopu soul i funk, a przede wszystkim jazz. Na tamtym albumie znalazło się 16 ścieżek, ale jeden ze współpracowników rapera powiadomił świat, że podczas trwających trzy lata sesji powstało 60–80 utworów. Zostały w szafie z powodu nieukończenia, braku czasu czy praw autorskich do sampli z utworów innych artystów. Lamar część piosenek uratował, wykonując je na żywo z zespołem, również w programach telewizyjnych. Po gali nagród Grammy do opublikowania granego wtedy utworu namawiał go nawet najlepszy koszykarz świata LeBron James.
Teraz Kendrick bez fanfar wydał osiem utworów, 34 minuty muzyki. Na „Untitled Unmastered” najbardziej imponują utwory taneczne, funkowe. Tytuł płyty sugeruje niewygładzenie tych piosenek, sam Lamar stwierdził, że to tylko wersje demo, niemniej za groove „Untitled 08 09.06.2014” (każdy utwór ma w nazwie datę nagrania) niejeden raper z Zachodniego Wybrzeża dałby się pokroić. Westchnienia w tle brzmią jak Michael Jackson, sam podkład – jak dzieło jego mentora Quincy’ego Jonesa.
Dwie i pół minuty równie skocznego, pełnego basu „Untitled 03” znają wielbiciele programu Stephena Colberta – ponoć utwór powstał dzień przed występem. Ślicznie śpiewa tu (i w „piątce”) Anna Wise, biała liderka zespołu Soneymoon, współpracująca z Lamarem od jego płyty „Good Kid, M.A.A.D. City”. Kapitalną „dwójkę” i wspomniana „ósemkę” Kendrick wykonywał w show Jimmy’ego Fallona.
W bujającym „Untitled 05” partie jazzującego fortepianu i sekcji dętej oraz śliczny wokal Wise dają rozluźniający, wieczorowy nastrój. Znowu bas jest górą, aż do mocnego, wkurzonego wejścia Kendricka. Podkreśla on w tekście, że „rozwalając system, nie próbuje zrobić w trąbę społeczeństwa” („Fuckin’ up the system I ain’t fuckin’ with society”). Jeżeli ta płyta ma być narzędziem do niszczenia systemu, to niech system jeszcze chwilę się utrzyma. Będzie z czym walczyć.
Tekst ukazał się 9/3/16 w Wyborcza.pl/kultura – tamże więcej recenzji