Współzałożyciel i lider uśpionego obecnie zespołu Broken Social Scene z Toronto nagrał drugą solową płytę. Jest lepsza od pierwszej i jak ona, choć w inny sposób, bliska brzmienia, które wypracował z macierzystym zespołem.
Utrzymane w średnich i wolnych tempach piosenki rozbrzmiewają ładnymi melodiami, pogłosami i przyjemnym, słodkim głosem 38-letniego już artysty. Tyle że nie doliczymy się tu tylu partii instrumentalnych co w nagraniach liczącego około 15 muzyków BSS czy na poprzednim albumie Drew „Spirit If...”. Gitar jest znacząco mniej, więcej przestrzeni i klawiszowych plam.
Drew przywiązuje ogromną wagę do brzmienia. Wszystko musi być jak w zegarku, precyzja to drugie imię Kanadyjczyka. Artysta przygotował zestaw przyjemnych, nienachalnych piosenek do słuchania we dwoje. Twierdzi, że opowiada tu „o wzlocie i upadku miłości i seksu, w moim życiu i we współczesnym społeczeństwie”. Singlem promującym płytę jest „Good Sex” – wszystkie utwory Drew mają być właśnie ponętne, seksowne, raczej delikatne. Momentami to przesłodzenie „Darlings” drażni, brak tu napięcia, konfrontacji, przeciwstawienia sobie jakichś żywiołów. Mimo to ta bardzo dobra płyta byłaby mocnym punktem dyskografii Broken Social Scene.
Równolegle z tym albumem Drew nagrał album ze sporo starszym od siebie kanadyjskim piosenkarzem Andym Kimem. Ten z kolei jest autorem przeboju The Archies „Sugar, Sugar”. Zapowiada się kolejna trochę za słodki płyta?
Tekst ukazał się w „Gazecie Wyborczej” 27/6/14