Na tej płycie zespół rusza tematy z tradycji kaszubskiej, śpiewana jest nawet pieśń rybaków z Jastarni – i samo Kiev Office też zdaje się zespołem nie z tej epoki.
Piszę o tym w pozytywnym sensie. Tak dobrze nie słuchało mi się żadnego albumu Kiev Office od czasu „Anton Globba”. No, „Zamenhofa” też było fajne. Ale „Nordowi Môl” to podobny, albo i wyższy, poziom. Zaraz opowiem o tym pobieżnie.
Jedna z pierwszych trójmiejskich płyt niezalowych 2020 roku zmusiła mnie do mało zobowiązującej refleksji – wygłoszę ją na początek, bo daje trochę kontekstu. Typowy niezalowy zespół z Gdańska i okolicy często gra muzykę gitarową, a gitarowość wiąże się też z pewną sympatią do tradycji. Jesienią poprzedniego roku wyszły głośne w Polsce, a nawet poza nią płyty Trupy Trupa i Nagrobków, obie piosenkowe i gitarowe, starannie wyprodukowane, obie z wyrazistą warstwą tekstową. Musi być gitara, muszą być mocne bębny. Przypomina się konkurs na najpiękniejszego perkusistę Trójmiasta! W pewnym stopniu w tę sympatię do gitarowej historii wpisuje się ostatni, również jesienny tytuł KSAS „Hi D(e)ad!”, a spoza nowości nasuwa się jeszcze nazwisko Macieja Cieślaka czy zapomniany już chyba zespół Wilga albo gitarowe fascynacje Tymona.
Zmierzam do tego, że Michał Miegoń, lider Kiev Office, wpisuje się w to zgrupowanie, ale poza nie wykracza. To jeden z najlepiej brzmiących gitarzystów w Polsce, potrafi kreować brzmienia błyskotliwe i nieordynarne (a zdarza się, że ekstraordynaryjne), dobierać nietypowe akordy jak jakiś późny beatles. Z drugiej strony lubi i umie grać piosenkowo, więc w jakimś sensie prosto – nie pozwala sobie na zanudzanie, wydłużanie rzeczy w nieskończoność. Do tego pisze jedne z najwspanialszych tekstów, przyziemne i abstrakcyjne jednocześnie, nasycone absurdem, jak pamiętny „Bulwar molo”. Takim piosenkowym bengierem czy przebojem może być na „Nordowi Môl” (co oznacza „północne miejsce”, tak przynajmniej tłumaczy swoją nazwę pewna knajpa w Pucku) utwór tytułowy, z refrenem totalnie w stylu Miegonia: „na północy są ludzie i ryby / rośnie trawa, rosną grzyby”.
Tych słów, ani żadnych na tej płycie, nie śpiewa Joanna Kucharska – basistą Kiev Office jest teraz Marcin Lewandowski. Jasne, że tęsknię za Kucharską, która wokalnie spełnia się w Lonker See (na nowej płycie „Hamza” chyba częściej niż ostatnio; a jeśli nawet nie, to jest jej tyle, ile trzeba, to znaczy ani grama za dużo), ale muzycznie Lewandowski pasuje do Kiev Office nie gorzej. W ogóle sekcja, ze stałym perkusistą Krzysztofem Wrońskim, spisuje się na medal i ma tu sporo miejsca, by się wykazać.
Całe to granie w stylu istniejącego już ponad dekadę trio wydawało się skrojone na małe kluby, takie jak nieodżałowane Jadłodajnia Filozoficzna czy Eufemia. A jednak Miegoń z ekipą przetrwali tamte czasy, gdy nieduże sale mieściły spore grona ludzi wsłuchanych w źle brzmiące koncerty, osiągnęli naprawdę zawodowe brzmienie i po prostu szkoda, że niejako „nie mają dokąd” się rozwinąć koncertowo. Może tej muzyki trzeba słuchać tylko w domu? W każdym razie sekcja trzyma poziom, Miegoń błyszczy, teksty i produkcja dają radę, a album jest całą opowieścią, w której żwawy reformator musi umknąć przed nieuchronną kontrreformacją. W ramach urozmaicenia tego konserwatywnego soundu, o którym wspominałem, występują zaś nie tylko wątki i słowa kaszubskie, ale nawet klawisze i coś, co muzycy nazwali we wkładce „diabelskimi skrzypcami”. Trudno się przyczepić, a łatwo polubić ten zespół i wniknąć z tego miejsca w jego starsze nagrania.
Proszę słuchać i szczodrze płacić grupie co łaska za to nagranie.
A w tym miejscu więcej nagrań Kiev Office.
Pingback:Ulubione płyty - 2020, kwartał pierwszy - Jacek Świąder | Ktoś Ruszał Moje Płyty